Coś o twórczości (znowu)

Przeczytane niedawno artykuły, luźne skojarzenia, pewna sztuka teatralna – połączyły się razem. Osoby twórcze, ponadprzeciętne, genialne, wcale nie muszą się charakteryzować błyskotliwym, szybkim myśleniem, zdolnością analizy tego, co dzieje się wokół ani podzielnością uwagi. Wprost przeciwnie.

To, co dzieje się w głowie osób ponadprzeciętnie kreatywnych, może
przypominać skutki uszkodzenia mózgu przy chorobach psychicznych i
neurodegeneracyjnych…

źródło – Newsweek.pl


Pomyślałem o historii Novacento, genialnego pianisty, który porzucony jako dziecko przez rodziców emigrantów, całe życie spędził na transatlantyku. Kiedy pewien sławny i znakomity pianista wyzwał go na pojedynek, to zamiast podjąć zwyczajową walkę na fortepiany, zagrał jedną z banalnych melodyjek, którą kiedyś usłyszał i która mu się podobała, lecz zupełnie nie pasowała do sytuacji.

W mózgu ludzi nieprzeciętnie kreatywnych istnieje jakaś blokada, bariera między dopływającymi bodźcami a ich interpretacją. Kreatywny bierze do ręki banalną książkę i fascynuje się nią, ponieważ znajduje w niej coś; ale tego czegoś tam nie ma. Bo ona jest tylko wyzwalaczem myśli, którą tkwią w nim samym. Nie zdarzyło się wam nigdy np. przekręcić słów piosenki i na tej podstawie stworzyć zupełnie inną historię, niż tę o której rzeczywiście śpiewa wokalista?

Jest coś zastanawiającego w tym, że osoby krytyka i twórcy są sobie przeciwstawne. Krytyk analizuje, tymczasem analiza dla twórcy, przynajmniej w momencie tworzenia, to zjawisko obce. Oczywiście, można powiedzieć naukowo, że twórczość polega przecież na syntezie, nie na analizie, a zwykle ta druga poprzedza pierwszą. Tylko że ta wyższa, niespodziewana i zaskakująca synteza, okazująca się potem rzeczywiście słuszna, odkrywcza i często – genialnie prosta –  następuje poprzez trudny do wyśledzenia, chwilowy błysk, a nie poprzez logiczne rozumowanie, a nawet zdaje się mu początkowo zaprzeczać.

Pamiętam godziny i dnie spędzone nad oglądaniem setek różnych zdjęć, analizowaniem ich, wydawaniem opinii. Próbą odnalezienia klucza, według których zostały zrobione. Im dłużej się temu oddawałem, tym mniej robiłem zdjęć, a jeśli już próbowałem, to coraz mniej byłem z nich zadowolony.

Twórczość ma wiele pułapek, być może cała jest jedną wielką pułapką, z której szuka się wyjścia, ale gdyby to wyjście znaleźć, to twórca przestałby nim być. Być może najczęściej polega to właśnie na paradoksie, który nie daje spokoju, uwiera, wreszcie – boli bólem coraz trudniejszym do zniesienia. Rozpaczliwie, dramatycznie szukając wyjścia, twórca szarpie się, a tego efekt – to dzieło, które tworzy, które będąc wynikiem tej szarpaniny, samo w sobie jest pełne pytań, niedopowiedzeń, ślepych uliczek, nadziei, chwilowych sukcesów i nagłych porażek. Lecz dzieło pozostaje nim dlatego właśnie, że jest nieprzewidywalne dla odbiorcy, bo gdyby takie nie było, to po pierwsze – nie chciałby go nikt kontemplować, a po drugie – mogłaby je stworzyć np. maszyna licząca (komputer).

Jedną z pułapek jest to, że dzieło musi w pewien choć minimalny sposób zadowalać twórcę, tak aby on w ogóle zaczął nad nim pracę i nie przerwał jej aż do końca, choć w części satysfakcjonującego. A potem – aby go natychmiast nie zniszczył. Sama satysfakcja musi się pojawić, ale z drugiej strony może udaremnić tworzenie. Niech każdy z nas przywoła sobie z pamięci obrazy tych samozadowolonych "twórców", których efekt pracy nadaje się tylko do kosza. Nie, nie chodzi o grafomanów i im podobnych, tylko o tych, u których satysfakcja zdławiła solidną pracę.

Jeszcze o krytykach. Ambitny krytyk to dziwny konglomerat, ponieważ i on jest pewnym twórcą, materiał jednak, z którego czerpie, to twórczość kogoś innego. Zamiast oddawać się głównie analizie, pragnie również syntetyzować, a zgodnie z tym, co powiedzieliśmy, prowadzi to do efektu końcowego, który nie ma wiele wspólnego z materiałem początkowym, czyli dziełem, które poddawał krytyce.

No i dobrze! Z jednym wyjątkiem – tym, w którym on miesza z błotem materiał, z którego czerpał, który stał się dla niego wyzwalaczem, inspiracją. Bo jeśliby tylko poddawał analizie – rzetelnej, konsekwentnej – to byłoby jego prawo, jego zadanie, przywilej, wreszcie obowiązek. Ale jeśli sam aspiruje do tworzenia, to niech nie poniża swego tworzywa. To jakby rzeźbiarz pastwił się nad gliną, malarz opluwał farby, a kompozytor okładał batem fortepian.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *