Trudno stwierdzić, czy bardziej nam, ludziom, podoba się to, kiedy potrafimy coś przewidzieć, czy akurat ta część nieprzewidywalna. To, że potrafimy kogoś do czegoś przekonać czy to, że ktoś akurat pozostaje w czymś niezależny. Że coś dzieje się po naszej myśli, czy że właśnie zaskakuje nas… Te zaskakujące rzeczy mogą być miłe lub niemiłe. O ile te niemiłe wolelibyśmy przewidzieć, to przewidzenie tych miłych niespodzianek zniszczyło by zupełnie ich atrakcyjność, a tego z pewnością było by nam szkoda.
Trzeba zatem, aby jakiś mechanizm, maszyna, obca osoba, albo może uboczna, nieświadoma część naszego własnego mózgu mogła zawczasu rozpoznawać, przewidywać, może dowiadywać się nieodkrytym jeszcze sposobem, czy nadciągające wydarzenie, jeszcze nam nieznane, będzie przyjemne lub nieprzyjemne; i w tym drugim przypadku – powiadomi o tym naszą świadomość, podczas gdy w pierwszym – zatai. Tak, to byłoby niegłupie.
Tak naprawdę to chcę, zdaje się, napisać o czymś trochę innym. Ale próbując dociec, o czym tak naprawdę chciałbym napisać, to nie mogę się zdecydować, czy o tym, czy o czymś jeszcze. Nawet jeśli bardzo chciałbym napisać. Czasem wydaje się, że najtrudniejsze jest czekanie, aż ta rzecz (jak na przykład to, o czym chciałbym napisać) wyłoni się z czasem, zwyraźnieje niczym to jedno, właściwe i poszukiwane źdźbło trawy na tle innych; stanowczo inne, choć początkowo tak podobne do pozostałych.