Kradła mu. Kradła mimo tego, że on chciał jej dać. Długo zastanawiał się, jak to możliwe. Że ktoś, kto może wziąć coś, co jest mu dawane – otwarcie, z oczywistością – nie chce tego zabrać ot tak, po prostu – spokojnie, z uśmiechem, życzliwie. Ba, dziwił się nawet, jak ona to robi i jak to jest możliwe, że mając przed sobą wyciągniętą czyjąś dłoń – zabiera z niej to coś dla niej przeznaczone, pozostawiając po sobie uczucia właśnie takie – ukradkowości, podchodów, gorzkiego zaskoczenia, oraz to najprzykrzejsze – poniżenia. Jakby chciała pokazać, że to nie on jej daje, ale ona odbiera to, co jest jej należne. Że dostąpił łaski, doczekując się gestu jej przyjęcia. Tak kradła mu uśmiech, przyjazne spojrzenie, okazaną pomoc. I szybko znikała. Jak z……. …