Niektórzy wydają się powołani do smutku. Albo do tęsknoty. Spełnianie tego powołania czyni ich pięknymi, w bólu. Może ty, miła dziewczyno, albo ty współczujący chłopcze, uwiedzeni tym czarem chcielibyście ich uwolnić od cierpienia. I może nawet udaje się ich przemienić, zaczynają emanować szczęściem. Cieszycie się, że wam się udało. Ale to na krótko. Środki przestają działać, wbrew logice, zdrowemu rozsądkowi, wszelkim argumentom i zabiegom – popadają z powrotem w swoje… powołanie.
Albo ludzie powołani do dziwienia się. Zanim jeszcze wyjdą z domu, już się dziwią. Potem, w drodze na przystanek – zachwycają się dwiema spadłymi z drzewa gałązkami, przebiegającym psem, wyjątkowym ułożeniem szronu na trakcji tramwajowej… Wieczorem leżą długo w łóżku nie mogąc usnąć, bo pozostało im jeszcze tyle rzeczy do podziwiania…A przecież dawno już wyrośli z wieku dojrzewania, ba, mają nawet rodziny, dzieci… Można się zastanawiać, jak dają radę pracować, zarabiać pieniądze… A może ktoś za nich spełnia te codzienne, nudne czynności, bo czy można się dziwić np. gotowaniem wody na herbatę…?