Znów jestem przeziębionym banitą. Na pociechę – śpię w pokoju, gdzie mogę słuchać radia. Gdy w nocy przyszła do mnie Ioana, na Dwójce grali akurat Lutosławskiego. Zapytała:
– To jest straszne. Nie boisz się?
– Tak, straszne i boję się. Ale piękne, dlatego również, że straszne.
Ale ja w zasadzie nie o tym. Jaki ciekawy fragment o zazdrości w kontekście obrazu, reklamy i… człowieka oczywiście:
zazdrosnymi spojrzeniami widzów, znajdując w nich samopotwierdzenie.
Berger pisze dalej, że reklama wzbudza dysonans pomiędzy stanem obecnym człowieka a tym, który chciałby osiągnąć poprzez skorzystanie z reklamowanego produktu. To jest wręcz zazdrość do samego siebie – takiego, jakim byśmy byli, gdybyśmy kupili to, co oferuje reklama. Ogrom ludzi wiedzie życie podporządkowane uczuciu zazdrości, a nie mogąc jej zaspokoić – również uczuciu bezsilności. Zniwelować ten dysonans można "działaniem lub codziennym doświadczeniem", ale jeśli to się nie udaje, to jednostka ucieka w… marzenia, "olśniewające syn na jawie".
Dlatego właśnie reklama ciągle ciała – również wobec tych, którzy nie mają szans na skorzystanie z prezentowanej oferty.