Fascynował ją tym, że potrafił być taki… pełen optymizmu, energii. Zdawało by się – niewyczerpanej. Miał niełatwe życie, ale swoją postawą – zdawał się zupełnie zaprzeczać tej niełatwości. Wydawało się to niewiarygodne. Była ciekawa jego, i tego, jak on to robi. Niestety, w tej kwestii, jak i w innych, osobistych, pozostawał raczej milczący. Uciekał, wymykał się obserwacji. Ona, swoja kobiecą intuicją, czuła tę ucieczkę, albo raczej – ten otaczający go mur, choć jakby miękki, ale nieprzenikniony.
Odpowiedź nadeszła wraz z czasem. Spotykali się tak, jak na początku, trochę przypadkowo, trochę nieprzypadkowo… Dalej rozmawiali o tym i owym – o swoich fascynacjach, planach, codziennych problemach. Ale ona coraz częściej czuła się źle podczas tych rozmów. Nie mogła zrozumieć, dlaczego.
Pamięta ten moment, w którym odkryła. W jednej chwili jego optymizm, energia, niezłomność, zmieniły się w coś okropnego. Ponieważ on… ignorował wszystko, co nie było mu po drodze. Co mogło wytrącić go z równowagi, zasmucić, skłonić do zastanowienia – na które nie miał czasu. Dyskretnie, ale bezwzględnie pomijał jej opinie, tak jak prośby czy sugestie. Przytakiwał, zgadzał się na wszystko, mógł powiedzieć cokolwiek, co ona chciała usłyszeć. Po czym, w pięć minut, wypierał to z pamięci. I w ten sposób pozostawał uśmiechnięty, zadowolony, pełen optymizmu.