Drobna przerwa w pracy. Na odprężenie – piszę. Co mi tam… co myśl na palce przyniesie.
Od tygodnia pierzemy w nowej pralce. Porzuciłem zatem doktorat z pralki Polar. Porzuciłem dzięki Tobie, moja kuzynko, pozdrawiam Cię przy okazji (niech żyją sklepy internetowe z osobistym odbiorem i płatnością w kasie). Porzuciłem doktorat w dobrym momencie, bo nawet tata, który uparł się, że starą pralkę sam rozbierze (choć w sklepie – internetowym(!) chcieli ją wziąć), to rozbierają ją stwierdził urwanie obu amortyzatorów bębna. Nic dziwnego, że pralka podczas wirowania zwiedzała całą łazienkę.
Moja miłość do samochodu jest wystawiana czasem na próbę, niestety. Zwłaszcza, kiedy po całonocnej jeździe, po pięciuset kilometrach, o szóstej rano, auto odmawia startu na stacji benzynowej, zaledwie sto kilometrów od domu. Wyładowane po brzegi (bo wracamy po miesięcznej włóczędze), z niewyspaną załogą, szczególnie Beniaminem, którego wrzask nie pozwalał mi się skupić. Ach, półgodzinne moczenie dłoni w zbiorniku z benzyną wcale nie niszczy jednak skóry – nie tak, jak myślałem.
Albo dzisiaj – kiedy muszę zdążyć na czas, a wskazówka temperatury silnika wachluje w okolicach czerwonego pola. Albo dwa tygodnie temu – gdy bezsilnie patrzyłem, jak w poprzek przedniej szyby idzie sobie pęknięcie, błyszcząc figlarnie w słońcu. Albo gdy z boku opony odnajduję świeżutki gwóźdź. Żeby jeszcze w bieżniku, ale z boku – to opona na straty.
– Może strzelić? – pytam w zakładzie wulkanizacji.
– Może – odpowiada mechanik – proszę nie szaleć.
– Nie szaleć, to znaczy ile jechać? To auto ciągnie dwieście dwadzieścia.
– Tego nikt nie wie, może strzelić przy stu, a może przy trzydziestu na godzinę.
– To co mam robić?
– Niech pan jakoś dociągnie do jesieni i potem zmieni na zimowe.
Ot co!
No, ta opona, to nie jego wina (samochodu), szyba – też nie, nie mam o to do niego żalu. Ale tam wtedy, o szóstej rano przy wrzasku Beniamina, już przysięgałem, że wymienię go na inny.
Wracając do nowej pralki – testuję różne programy. Piorę wszystko, co wpadnie mi w ręce, Ioana dziwi się, ze piorę i piorę, a z kosza wcale nie ubywa.
– Jak ty to zrobiłeś – cztery prania w ciągu doby i nie zabrakło ci miejsca na suszarce?
Irytują nieścisłości i niedopowiedzenia w instrukcji obsługi – na studiach za coś takiego to bym nie dostał zaliczenia: Do poprawy!
W zasadzie powinienem Was raczyć wspomnieniami z podróży – tymi duchowymi, mistycznymi, niedopowiedzianymi. Ale o tym trudniej pisać. No – spróbuję może o jednym. Odkryłem pewien magiczny widok – to ten, który widać z okna samochodu jadącego w korku, gdy patrzy się na trawnik przesuwający się tak… powoli, jakby w milczeniu…