Miałem więcej nie pisać, ale…
Przyznaję, zostałem zgwałcony, przez żonę. Dziś miał być park wodny, czyli wyprawa do Krakowa, obiad gdzieś na mieście, potem – marzenie Sary – wycieczka na lotnisko. Chcieliśmy zabrać Karolinę, naszą sąsiadkę. Omawiałem plan dnia z żoną, będącą właśnie w wannie, gdy na jaw wyszedł problem kranu waniennego, którego stałej temperatury wody "wyregulować się nie da".
tak nie może być to nie pierwszy raz jest coraz gorzej życie to nie tylko przyjemności trzeba pomyśleć o domu kiedy zamierzasz jak nie na urlopie to zawołam kogoś…
Stop! Ani słowa o parku wodnym, lotnisku, Karolinie i obiedzie gdzieś na mieście!
Godzina 10:30, czas start, to tylko kilka czynności:
– zdjęcie dźwigienki, kopułki
– jedna nakrętka do odkręcenia, nie chwyta jej żaden znaleziony w domu klucz, włącznie z francuzem; był gdzieś szwed, ale szweda nie mogę znaleźć, może u wujka, on wszystko ma, ale skrzynka przywalona chodniczkiem, na nim – chodniczek, nożyce to żywopłotu, rakiety badmintona…
– kupić klucz! to zmierzyć nakrętkę, była suwmiarka, była w szafce w domu, była w drugiej szafce, była w garażu, były nawet dwie, nie ma ani jednej
– kupić suwmiarkę, na rower, pompowanie kół, krówki ze sobą (hipoglikemia), w sklepie – "panie! sam mam trzy suwmiarki w domu, a jak potrzebuję zmierzyć, to nie ma i biorę ze sklepu", suwmiarka 30 zł, do domu – pod górkę…
– nakrętka – 27 milimetrów, ale wpuszczona, mierzę wpuszczenie, jadę do sklepu, jest nasadowy 27mm, ale zewnętrzny obwód 31 milimetrów – nie da rady; to może klucz rurowy? Jest 26mm i 25mm i 28mm, ale 27 nie ma. "Panie! Zewnętrzny 31 mm to coś pan źle zmierzył, niech pan zmierzy jeszcze raz!"
– do domu na rowerze pod górkę, zbliża się południe, mokra koszulka, mierzę wpuszczenie nakrętki – rzeczywiście, 36 a nie 31 milimetrów, jadę do miasta, ale już biorę samochód; jadę do innego sklepu, tam dwie dziewczyny – "nie mamy nasadowych!", a to co tutaj? "Nasadki? nasadki mamy" Kupuję, ale cena 17 zł zamiast jak w centrum14, targuję się, biorę za 14… nie mogą znaleźć w komputerze, uciekam bez paragonu… za 3 zł kupuję sobie loda.
– klucz pasuje! Odkręcam śrubę, wychodzi super! Dalej – plastik, plastik nie wychodzi, odkręca się? czy wyciąga? kleszczami, francuzem, trochę drgnie, trochę… Telefon do Zdzisia, Zdzisiu poza zasięgiem, Zdzisiu już dostępny, Zdzisiu się pomylił i odrzucił połączenie, sekretarka, Zdzisiu… Zdzisiu! ten plastik wychodzi? Wychodzi! U mnie nie wychodzi. Śrubokrętem, kleszczami, francuzem… Targa się, obrywa, stęka… Zdzisiu! może odkamieniacz? Zapieczone, zakamienione na amen! Odkamieniacz!
– Jadę do miasta, zanim do chemika – najpierw zobaczyć, jak taki zawór wygląda, w sklepie jest, pani pokazuje: kawał plastiku ten zawór… w chemiku zapomniałem nazwy odkamieniacza, coś na "sy", jest! Ale "panie, to nie to, tu mam lepszy, baterię całą trza odkręcić i wrzucić do tego na trzy godziny…" Brać ten odkamieniacz? nie brać?
– W domu – odkręcam i gotujemy baterię w garnku na gazie, dodajemy kwasku cytrynowego, woda się burzy, robi niebieska, my – jemy obiad, z gołych rur w ścianie po odkręceniu baterii – kamień sypie się jak paciorki… Bateria z wody, bateria stygnie, wlewam do środka strzykawką odkamieniacz, syczy coś…
– podważam zawór śrubokrętem – wychodzi! Jeszcze trochę i… jest! Psia… pęknięty w połowie! Reszta została w baterii…! Próbuję korkociągiem, rozlatuje się korkociąg…. Wiertarka! Ba, wiertarka, ale gdzie klucz do uchwytu? Co to wiertarka bez klucza? Gdzie jest klucz? W szufladzie? W pudełku? Pudełeczku?… No! Wiercę w tym plastiku, baterię nastąpiłem nogami…
– Jadę do miasta po nowy zawór, zawór rano był, nawet dwa, ale poszły dziś jak nigdy, będą jutro, znaczy jutro po południu… Zawór w innym sklepie jest, chyba ten zawór, "nie ma pan starego?" stary rozszarpany na kawałki wiertłem, kupuję "chyba ten", chyba pasuje…
– zakręcone, nic bokiem się nie leje… działa, zdaje się… godzina 17:00 "Kochanie, i jak?" "A co tak ciężko ten zawór chodzi???"
Ja to naprawdę przeżyłem…
Acha, suwmiarka się znalazła.