Wierzyć może…

Gubię się wśród ludzi. Może za dużo ich, może za mało samotności. Tracę cierpliwość. Wystarcza jej na kilka osób, ale przy którejś już zabraknie.

Dziś obchodziliśmy Ostatnią Wieczerzę. Inaczej niż większość chrześcijan w Polsce, również w innym czasie. Z symbolami chleba i kielicha na skromnym stoliku przykrytym białym obrusem, bez ołtarza i wielkiej sali. Obchodzimy tak od lat, odkąd pamiętam.

Jak trudno oderwać się od codzienności. Trudno też przełożyć na nowo ponadczasową ideę, gdy zaczyna się dostrzegać nieaktualność, czyli formalizm, dotychczasowych zwyczajów. Przypominam sobie nasze sposoby myślenia sprzed dwudziestu lat, ale to, co pamiętam, w większości wydaje mi się dziś prymitywne. Pozostaje poszukiwanie wiary na nowo, jej kawałków wśród tego zwariowanego życia, które jest teraz. Nawet jeśli wołania o "zatrzymanie się choć na chwilę w pędzie" brzmią jak na pustyni. Tego szaleństwa zatrzymać się nie da, trzeba więc wierzyć pomimo, albo tkwiąc w tym szaleństwie.

Mam wrażenie, że tracę kontakt z ludźmi wokół, że staje się on alarmująco powierzchowny. Jakbym porozumiewał się z ich skórami, nie docierając do mózgów. Pozostają proste zależności – ty robisz to, ja tamto, przemielamy kolejny kawałek roboty. Za miesiąc to samo, tylko trochę inaczej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *