Śnieg zniknął prawie zupełnie, przemienił się w błoto na naszym podwórku. Wyglądnęła zeszłoroczna trawa, gdzieniegdzie. Jej zapach ma coś z tamtej, letniej trawy, i z obietnicy nadejścia wiosny. Jej suchego powietrza, zawiewających tumanów kurzu, wśród których toczył się mój rower.
W tamtych czasach mało kto miał 10 biegów w rowerze. Później dowiedziałem się, ze tata mógł mi kupić motorower, żałowałem. Ale wtedy nie przeżyłbym tych przygód. Nie zobaczyłbym, jak w ciemności, w martwej ciszy, przesuwają się nade mną zarysy oszronionych drzew.
Obietnica wiosny… która znów będzie nie dla mnie. Może na emeryturze… 🙂