Wiosna i początek lata, w tym koniec sezonu w pracy i rozpoczęcie wakacji to jedne z najtrudniejszych okresów w "mojej firmie". To już wiem, kończąc mój dziewiąty rok pracy. Jednocześnie zmienia się mój stosunek do ludzi wokół, szczególnie tych "artystycznych". Dziś dotarło to do mojej świadomości wraz z przeświadczeniem, że muszę wyrobić sobie nowy styl – konsekwentnie i świadomie. "Samo się" nie zrobi.
Na razie straciłem chęć głębszego poznawania ludzi, zachwycania się, przejmowania się nimi, tym co czują i myślą. Nie mam cierpliwości. To, co mnie najbardziej pociągało – czyli tajemnica, coś obiecującego, skrytego w cieniu – przestało się liczyć. Ba, nawet wątpię, czy to istnieje. Ludzie wydają się prości jak cepy, nie mają czasu by wzbogacać siebie.
Od czasu do czasu przychodzi moment, gdy trzeba powrócić
i zrobić porządek na swoim podwórku, własnym nastroju. Mądry przyjaciel Michał mówi –
kiedy jesteś zagubiony, zacznij znów wszystko od początku. Tak, to jest
rozwiązanie teraz dla mnie.
Nawet ciepła pogoda i widok dziewcząt, wystawiających do słońca więcej swoich kształtów, nie poprawia mi nastroju. Dostrzegam tylko więcej niedoskonałości – figury, kształtu rąk, nóg… Twarze, rzadko tchną czymś przyjemnym, spokojnym. Przejechałem na rowerze dwa razy przez centrum, pomiędzy tłumami przechodniów, robiłem zakupy w Almie w Galerii Krakowskiej, i znalazłem może 3-4 kobiety – nie przygarbione i o niezłej figurze. Czy to moje pesymistyczne złudzenie, czy rzeczywistość…?