Kilka godzin po moim poprzednim wpisie, w nocy, zdarzyło się coś, co natychmiast przypomniało mi moje słowa. Gdzieś wewnątrz mnie rozbrzmiewa przestroga rodziców, że nie przewiduje się złych wydarzeń. Nie wierzę w moc sprawczą słów samych w sobie, natomiast z pewnością ona istnieje w powiązaniu z naszą psychiką, otoczeniem oraz… Bogiem.
Po siedmiu latach życia z drugą żoną, cukrzycą, kiedy budzisz się w środku nocy z poczuciem "tego czegoś", to od razu wiesz. Najtrudniejszy jest moment, w którym zaczniesz jeść coś słodkiego, bo w pierwszym momencie jest jeszcze gorzej. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest czysta glukoza. Zawsze mam wyrzuty sumienia, że, po pierwsze, moja dziewczyna dokładnie wyczuwa we śnie, że ze mną coś jest nie tak i budzi się natychmiast, po drugie – przeważnie zrywa się z łóżka i biegnie do kuchni, żeby mi pomóc, po trzecie – jest to dla niej stres, który trudno opisać.
Kiedy się budzę podczas nocnej hipoglikemii, to jest coś, co nie występuje przy niedocukrzeniu podczas dnia. Może jakiś lekarz mógłby to wyjaśnić. Kiedy budzę się w nocy i jest naprawdę źle, to muszę utrzymywać oczy szeroko otwarte. Jeśli je zamknę na ułamek sekundy, wstrząsają mną drgawki, jakby ktoś podłączył mnie do prądu. Nie mam pojęcia, dlaczego to zależy od otwarcia oczu – wszystko jedno czy w ciemności czy przy zapalonym świetle. Czasem zmuszenie się do otwarcia szeroko oczu jest dla mnie mordęgą. Ale muszę, bo tylko cienka granica dzieli mnie od odpływu. Jeśli skończy się odjazdem i blokadą mięśni, to zapewne w nadchodzącym dniu nie będę zdolny do niczego.
Tym razem się udało. Jeszcze raz 😉