Idę spać.
Jak rzadko myślę o tym, że mogę się nie obudzić jutro. To znaczy – obudzić się może w innym świecie. Podobnie jak jutro mogę obudzić się ja, ale nie ktoś z moich bliskich. Czasem, idąc do łóżka, nasłuchuję w półmroku oddechu Sary, i czasem wydaje mi się, że go nie słyszę… Co by było dalej…? Albo jak dziś, kiedy jechałem do domu samochodem. W powoli zapadającym, wiosennym mroku, który z dnia nadzień zmierza do tej najkrótszej nocy. Te mroki są niepowtarzalne, w krwistościach zachodów. W takim właśnie zapadającym zmierzchu, za zakrętem, może czekać na mnie coś… A ja będę akurat patrzył w lusterko, albo podziwiał czerwień nad horyzontem. Może obudziłbym się w szpitalu z Ioaną nade mną…? Może dowiedziałbym się, że poduszka powietrzna uratowała mi życie? Życie, ale nie zdrowie… Może byłbym skazany na wózek, albo łóżko, do końca życia… Może bez oczu, bez rąk… To wszystko jest możliwe, prawdopodobne.
Traciłem przytomność kilka razy, za każdym razem budzenie się – z poczuciem, że nie wiem co się stało, jaki jest dzień tygodnia, gdzie jestem – było trudnym do pogodzenia się momentem…
Idę spać… Jeszcze czuję, widzę…
Dziękuję…