W samochodzie słucham jakiejś starej kasety Stinga, nagrania z koncertu. Nagrania koncertowe są zupełnie inne od studyjnych, zdecydowanie wolę te pierwsze. Bije w nich jedno serce, płyną tym samym odechem, na nich można się przekonać ile jest wart muzyk. Studyjne są dużo bardziej dokładne w wykonaniu i brzmieniu, ale sterylne, chłodne. Moim zdaniem – są po prostu nieprawdziwe. Chociaż od kilku lat również nagrania z koncertów mogą być bardzo zafałszowane, a to za sprawą techniki, która pozwala wyrównać każdą nutę w studiu nagrań.
No więc słucham tej kasety od wielu miesięcy, ale dopiero dzisiaj spodobał mi się jeden kawałek, z odjazdem jazzowym. Każdy instrument wydaje się grać "w inną stronę", ale wszystko splata się doskonale w nostalgicznym nastroju. Piękna jazzowa improwizacja na fortepianie, rozwijająca się, rozkręcająca w najlepszym opanowanym a jednocześnie ognistym stylu.
Żałuję, że nie mogę tak grać, choć dziś bardzo dobrze czuję te nastroje. Ale by grać należy opanować instrument, a później trzeba grać już nieprzerwanie, aby tego nie stracić. Do tego trzeba ogromnego nakładu pracy tylko po to, aby utrzymać sprawność.
Marzę, aby fotografią móc oddawać taką różnorodność nastrojów…