Ioana w domu! Od godziny 1:15 w nocy. Do tej pory ból jeszcze nie wrócił, czy to możliwe, by tak zostało?…
Budziłem się rano dwa razy, za każdym razem zdrętwiały, z gasnącymi snami w oczach, o których nie mogę napisać… Mieszanina emocji, silnych, trzeba żyć mimo nich i czekać… mam nadzieję, że przejdę… z gorącym przekonaniem, że to, co mnie spotyka, mam głębszy sens – Najwyższego. Ból wewnątrz… Uczuciom próżno zaprzeczać. Jak wyjść na powierzchnię…? Wychodzę – każdego ranka, wieczorem – staram się nie myśleć o niczym.
W krótkich chwilach… Drzewa jeszcze nie wypuściły liści. Dopiero czeka mnie największe uderzenie – zieleni uginającej się pod łagodnymi powiewami wiosny. Trzeba tę zieleń zobaczyć wśród pól, które pamiętam z dzieciństwa, z wypadów na rowerze gdy byłem nastolatkiem. Zagubienie się… Gdy się zazieleni i trochę ociepli, czeka mnie największe uderzenie. Co wtedy? W krótkich chwilach boję się, że czeka mnie jakieś schizo… Wszystko ma swoją wytrzymałość, jeśli się ją naderwie, to pełnego powrotu już nie ma. Zwichnięty staw nie wróci do pełnej dawnej sprawności, w zaszłej zbyt daleko psychice pozostaje ślad i skłonność.
Z jednym z moich przyjaciół (jest schizofrenikiem) wracałem z Krakowa do mojego domu. Po drodze musiałem stanąć, żeby przyjść do siebie (hipoglikemia). Kiedy czekaliśmy chyba 15 minut (dość długo to trwało) on powiedział – chyba wolę moją chorobę. Odparłem – ja wolę moją.
Zostawiam Was z utworem, który chodzi mi po głowie od kilku dni, towarzyszy, słyszę go w głowie. Popatrzcie, dobry film, konsekwentny w silnym nastroju. Mały odlot.