Noc pomiędzy pierwszym a drugim świętem. Leżąc w łóżku moja dziewczyna przewraca się z boku na bok. Boli. Jakiś czas zastanawiamy się czy to kręgosłup czy nerka, ale w końcu staje na tej drugiej możliwości. Nospa i paracetamol nie przynoszą ulgi. Po godzinie Ioana z powodu bólu nie może już leżec, chodzi. Przed o 0:46 dzwonimy na pogotowie. "Będzie szybciej, jak sami przyjedziecie" – mówi dyspozytorka. Michał podjeżdża pod klatkę samochodem, jedziemy przez białostockie ulice. Michał mieszka tu nie tak długo, pytamy policjantów, jak dojechac. Policjanci mają dziś robotę – świąteczna bijatyka w środku Białegostoku
Wreszcie – łatwo poznac pogotowie, po szeregu ustawionych karetkach – jest ich dziesięc albo więcej. Nie wiadomo, gdzie ambulatorium, trzeba pytac portiera. Pierwsze piętro. Lekarka podaje zastrzyk Nospy oraz skierowanie na oddział patologii ciąży. Nie udaje się nam wytargowac karetki na transport.
Szukamy szpitala, jest na ul. Skłodowskiej – ogromny. Ciemne okna, zamknięte wejścia, nie wiadomo, gdzie podjechac. Michał wysiada z samochodu, idzie szukac wejscia. Wraca po 10 minutach. Jedziemy. Kolejne drzwi izby przyjęc zamknięte, na pojeździe stoi karetka, w niej majaczy kierowca. Michał pyta dalej. Znów jedziemy. Stajemy pod ogromną ścianą szpitala z mnóstwem okien. Michał znika w drzwiach, mijają minuty, dziesięc minut, piętnaście. W jednym z okien na pierwszym piętrze łysy mężczyzna w fartuchu pali papierosa i rozmawia z kobietą. Na tylnym siedzeniu Ioana, jęcząc, zwija się i szarpie na przemian oparcie fotela i uchwyt od drzwi. Facet patrzy wprost w naszą stronę, czuję się głupio, ale mam nadzieję, że nie widzi mojej dziewczyny. Mijają minuty, w samochodzie coraz zimniej. Facet otwiera okno i wyrzuca przez nie papierosa, odchodzi. Wreszcie Michał wraca. Prowadzę do wejścia trzęsącą się moją dziewczynę. Z okna patrzy na nas już tylko kobieta.
Pielęgniarka z miłą twarzą otwiera drzwi. Pierwszy uśmiech nowego dnia. Ioana znika, Michał opowiada. "Wpadłem tutaj – pytam kogoś, gdzie izba przyjęc. Powiedziano mi pierwsze piętro. Tam nikogo. Narobiłem hałasu, z drzwi wypadł lekarz i pielęgniarka. Na drugim końcu korytarza przyjmują tych zakrwawionych z bijatyki. Dopiero później trafiłem tutaj, ale te drzwi były zamknięte. Kobieta otworzyła jak zacząłem się dobijac".
Otwierają się drzwi, pielęgniarka mówi, że Ioana może się przebrac. Wchodzę, pomagam ściągnąc buty. Za chwilę przychodzi łysy facet – lekarz. Siada przy biurku. Pielęgniarka poważnieje. "Może pani usiąśc" – rzuca od niechcenia, nie patrzac na nikogo. "Nie mogę siedziec". "Acha. Przebyte choroby?" Ioana nie od razu może się skupic. "Ale szybciutko, ja też szybko chcę skończyc, nie tylko pani". Popatrzyłem na dziewczynę w koszuli nocnej, z wystającym brzuchem, na stojąco skręcającej się z bólu. Na lekarza, wpatrzonego w biurko i wypełniającego papiery niedbałymi pociągnięciami. Pomyślałem, że kiedy przychodzę na scenę w teatrze żeby poznac nowego aktora, to się przedstawiam. Czy lekarz musi byc chamem?
Lekarz wychodzi, pielęgniarce wraca miły wyraz twarzy. Idziemy dalej, Ioana na wózku. W windzie pielęgniarka naciska "S" – to najniższy poziom. Otwiera się przed nami długi na może 50 metrów korytarz, z plączącymi się u sufitu rurami, poobijanymi ścianami i blachami przytwierdzonymi do gzymsów zwężeń. Na końcu, w jakimś ciemnym pomieszczeniu, jakieś osoby, tlący się papieros, dźwięk telewizora. Jedziemy windą w górę. Wreszcie oddział, tu zostajemy Michał i ja. Ioana znika w ciemnym korytarzu. Jest godzina 2:40.