Przed chwilą zdałem sobie z tego sprawę. O tym, co naprawdę mnie porusza, co przeżyłem dziś z innymi ludźmi, nie mogę tu napisać, może bardziej – nie chcę. Naraz opisy tych wszystkich sytuacji z życia, których wcale nie ma tu tak wiele, straciły sens. A tym mniej sensu mają rozważania teoretyczne, bujanie w obłokach.
To, co najbardziej się liczy, to jest to, co zdarza się między ludźmi, i o czym wcale nie chcą rozgłaszać na szerokim forum.
Żyję na pół w niematerialnym świecie, na pół – w materialnym. Dusze ludzi wokół to jakby chmurki, które przenikają się z moją duszą. Niektóre bardziej, inne mniej. Jedne są twarde, od innych wolałbym trzymać się dalej. Ale im głębiej się wchodzi, tym bardziej drżę – czy powinienem i co dalej.
Wieczory przed snem są dla mnie trudne. Skumulowane wrażenia z dnia kłębią się, niewyjaśnione. Na próżno się nad nimi zastanawiać. Uciekam w sen, do następnego dnia.
Jest uczucie, które bardzo doskwiera – bezsilność. I nie tyle wobec własnego cierpienia, co cierpienia innych.