W czwartek rano miałem epizod utraty świadomości. Minęły już cztery dni, ale we mnie pozostało złe samopoczucie i zdołowany nastrój, wzmacniany przez rzeczywiste czy wyimaginowane dodatkowe powody. Może to ból pokaleczonego języka przypomina ciągle o tamtym momencie – gdy otwierałem oczy, mając wpatrzoną we mnie twarz mojej dziewczyny. Badawczą, napiętą, smutną.
Zbagatelizowałem sytuację. Naiwnie zapomniałem, że momentu utraty świadomości nie można niezawodnie wyczuć. Zbagatelizowałem, bo po porannym wstrzyknięciu insuliny czekałem za długo ze śniadaniem. Uchodziło mi to na sucho wiele razy, nie uszło tym razem.
Życie jest niebezpieczne, cha cha! W każdym z nas są chyba setki substancji, które, gdyby nieznacznie zwiększyć ich stężenie, szybko zabiłyby nas. Nasz istnienie mieści się między wieloma cienkimi granicami, że wydaje się nieprawdopodobne, że rzeczywiście jeszcze istniejemy.