Jak wiele się zmieniło w zasypianiu mojej córki. Kiedyś wyłącznie przy piersi. Dzisiaj – sama wchodzi do łóżeczka. Myślę, że ogromnie przyczyniła się do tego zmiana postawy Ioany. Ioana usypiając Sarę dawała jej nieme znaki, że tak naprawdę… nie chciała jej uśpić. Dziecko protestowało, a matka swoim postępowaniem dawała jej nadzieję na spełnienie tych protestów. Jakkolwiek bezlitośnie by to nie brzmiało, to zmiana postępowania dzieciaka była możliwa wtedy, kiedy pozbawiliśmy go wszelkiej nadziei na spełnienie jego życzeń.
Gdy usypiam Sarę to bardzo lubię wprowadzać ten spokojny, senny nastrój – już w łazience. Później, przy przebieraniu, mówię coraz mniej, zwalniam ruchy. Sara zdejmuje spodnie, bluzkę. Podsuwam jej jednoczęściową pidżamę. Wkłada najpierw ręce, naciąga rękawy, później dwoma rękami nakłada piżamę na głowę. Chwilę siłuje się, jeśli nie chce przejść, czasem ze złością.
Później ze spokojem idziemy do łóżeczka. Lalka już czeka. Przez puste miejsce w dwóch szczebelkach Sara wchodzi na materac, przytula się do poduszki, obejmując lalkę. Śpiewam jej, dziś nie opowiadam bajki. Za ścianą zaczyna szumieć woda – to nasza kuzynka Gosia – w łazience. Słuchamy razem tego szumu, a ja przypominam sobie zimowe ferie na zgrupowaniu chóru w Zawadce. Tam w górach, gdzie kończyła się asfaltowa droga, w skrzącym śnieg mrozie stała malutka szkoła, wśród wsi – zastygłej w zimie i w ciemności zimowej nocy. Tam śpiewaliśmy tę pieśń-kołysankę… na podłodze ne materacach, obok kaflowych pieców. Chwile nieziemskiego spokoju…