Słomiany wdowiec

Jestem nim, od 10 minut. Od kiedy dwie moje dziewczyny zniknęły w ciemności, zamknięte w małej klatce samochodu, wraz z trójką naszych rodziców. Będą jechać przez dwanaście godzin, przez trzy granice… przez noc.

Słomiany w… Nie lubię tego określenia… Podsyca mój wisielczy nastrój ostatnich dni. Bo ja, niestety, zostałem w domu. Bo dzisiaj, były pierwsze urodziny Sary. A moje spędzam zwykle na smutno. I jak się dzisiaj okazało – mojej córki też.

Nie lubię tego określenia, bo od kilku dni nie opuszcza mnie myśl, że stanie się coś nieprzewidzianego – i skoro nie jadę z nimi, nie będziemy tego razem przeżywać… Od kilku dni mój mózg analizuje różne warianty tego… nieszczęścia, zanim moja świadomość zdoła go powstrzymać…

Nie lubię tego określenia, bo widziałem ostatniego tygodnia kilka wypadków, widziałem starszego człowieka, przyklejonego do strzaskanych drzwi swojego malucha, człowieka, któremu jeszcze (a może już) nikt nie udzielał pomocy. Bo widzę codziennie to szaleństwo na drogach, błyszczące samochody, pędzące średnio po sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, w czterech rzędach po dwupasmowej drodze. Bo wiem, że jedno drgnienie, jedno mgnienie, spóźnione spojrzenie, chwila zamyślenia…

Niestety, przelałem z tego niepokoju na nią… pożegnała się ze mną, jakby na wszelki wypadek… inaczej niż zwykle…

Kiedy odjechali w ciemność, zamknąłem drzwi i stałem w korytarzu… Więc to czuje ona, kiedy ja… co dzień… do pracy…


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *