Enriqueta naapisała kilka ciepłych słów pod moim ostatnim komentarzem…
Mam nadzieję, że w Twoim przypadku wszysko nie kończy się na
"uświadomieniu"… Ostatnio wśród ludzi często spotykam się z taką
sytuacją, że oni doskonale rozumieja, są świadomi, ale i tak z tym nic
nie robią, choć wiedzą doskonale wszystko! I nie da się z tym walczyć,
rozmowy nic nie dają, bo ciąglę tylko słyszę: ja wiem, ale co z tego?
No włąsnie, nic.
Pozdrawiam gorącą i ucałuj córeczkę cieplutko 🙂
Córeczka już śpi, a ja, by być posłusznym moim własnym słowom z ostatniej notki, powinienem spać już od dwóch godzin. Na ile jestem gołosłowny…? To może ocenić lepiej moja druga połowa… Z pewnością nie jestem ideałem.
To, co ostatnio napisałem, było trochę przekorne bo… na tej liście są rzeczy, które się wykluczają, po prostu.
Tak, masz rację. Mnóstwo ludzi jest świadomych, ale nic albo niewiele z tym nie robią. Tak, nie da się z tym walczyć – z marnym skutkiem słowami, rozmowami. To, co ich naprawdę może skłonić, to przymus, przyparcie do muru, brak innego wyjścia, twarda i nieubłagana sytuacja. To dlatego właśnie tak wielu ludzi, którzy przeszło przez wojnę, biedę, cierpienie i walkę z nim – zyskało żelazną konsekwencję, i tę praktykę życia, a nie teorię tylko. Podobną lekcją może być zmierzenie się z górami, albo morzem. One nie mają litości, za brak przewidywania, wyobraźni, nieostrożność, zabawę ponad granicami, płaci się konkretnie i nieodwołalnie.
Konsekwencje niektórych naszych działań możemy zobaczyć po latach, kiedy będzie już za późno.
Ja może chciałem dorobić, może za długo siedziałem w pracy, zapomniałem, że ten wiatr to jeszcze nie letni, nie ciepły i… teraz jestem banitą. Ale może już niedługo. I teraz muszę już kończyć, jeśli choć trochę mam posłuchać własnych słów 😉
Pozdrawiam ciepło…