Mogę powiedzieć, że cały mój urlop to życie w raju. Ach, gdyby można było pozostać… Życie rodzinne jest piękne, tyle tylko, że kiedyś trzeba na nie zarobić… Jak zatrzymać te chwile, nie dać się ponieść dziwnemu szaleństwu. Bo przecież nikt mnie do niego nie zmusza… a jednak – chyba tylko ja sam siebie. Zdecydować się w życiu wreszcie na coś, resztę zostawić.
Dzisiaj Sara usnęła na mojej piersi, przez kilka ostatnich dni ma kłopoty ze spaniem. Zrywa się nagle z przejmującym płaczem podczas snu… Stała się nerwowa. Nie przejmuję się tym zbytnio, po lekturze na wyrywki kilku książek wiem, że dzieciaki mają najróżniejsze okresy, przez które przechodzą bez śladu. Ciągle zachwyca mnie to, że mała zmienia się z tygodnia na tydzień. Rośnie w oczach i rację mieli ci, którzy zachęcali do robienia zdjęć. One dawno przestała być taka, jak po porodzie, teraz jest może w piątym stadium pod względem samego wyglądu. Nie wspominając od zachowaniu.
Powoli przygotowuję się do myśli o powrocie do pracy. I ciągle zastanawiam się, jak zatrzymać ten spokój. Po raz dziesiąty w moim życiu… Pewnie znów się nie uda, a winien będę tylko ja, mój brak konsekwencji, zdecydowania, zacięcia i… tryb życia – spontan, który przeplata się z tym zorganizowanym, z terminarzem w ręku.