Szkoda, że z tą małą istotą nie można się porozumieć… Gdy spotyka się ciekawego, dorosłego człowieka, to czasem nie można przestać rozmawiać. A tutaj…
Dzisiaj, przy kompieli, był jednak pewien sukces… Nie mam na myśli dialogu słownego… oczywiście. Ale było coś więcej, oprócz porozumiewania się na drodze płacz-jedzenie, albo płacz-mokro w pielusze. Podczas namydlania i przy kompieli mała przeważnie zanosiła się potężnym płaczem. Przedwczoraj udało mi się trzymać ją za dłonie, oplotła swoimi paluszkami moje dwa palce, a ja resztę palców zacisnąłem na jej przedramionach. W pewnym momencie zrobiło się cicho… Dzisiaj powtórzyliśmy ten sposób, zresztą tuż przed zanurzeniem w wodzie puściłem na chwilę i na próbę jej rączki, co szybko skończyło się znów nerwowym ich wymachiwaniem i płaczem.
To szczególne odkryć jakąś jeszcze jedną drogę kontaktu. Wiem, że ona mnie czuje, choć pewnie jeszcze nie widzi i z pewnością nie rozpoznaje wzrokiem. Jestem jedną z plam, które wirują wokół. Może słuch ma więcej do powiedzenia, choć w trakcie wrzasków i ta droga jest wątpliwa. Dotyk, i to ten konkretny, określony. Ona nie lubi na razie, żeby dotykać ot tak sobie jej rąk, nóg czy reszty ciała. Wyczuwa natomiast dotyk, który daje oparcie, który unosi, podtrzymuje. Dlatego tak wyraźnie rozgranicza leżenie w łóżeczku i leżenie na ręce u mamy lub taty. Lubi z nimi chodzić, uspokaja się przy tym trzęsieniu, które następuje nawet podczas niezbyt delikatnego marszu.
Odkryj nowy proszek… zestaw kina domowego… nowy Loreal Paris, Skodę Oktavię. Bzdura.
Odkrywaj ciągle swoje dziecko.