Miewam aspiracje do tego, żeby żyć "bliżej natury". Kiedyś słyszałem o tym, że matki, które nawet mogą karmić piersią niemowlaka, wolą korzystać ze sztucznych pokarmów. Myślałem sobie, że będę żonę namawiał jednak na aplikowanie naturalnego pokarmu.
W zasadzie nie muszę namawiać. Tylko 'bliżej natury" wcale nie oznacza 'łatwiej’. Widzę, jak Ioana skręca się z bólu, kiedy malutkie dziąsła zaciskają się bezlitośnie. Karmienie piersią trwa dłużej, z mniejszymi przerwami pomiędzy kolejnymi 'sesjami’, co oznacza mniej snu, mniej czasu nie tylko dla siebie, ale też na inne konieczne domowe zadania. I oczywiście – karmiąca matka nie powinna jeść wszystkiego, na co miałaby ochotę…
Karmienie piersią to podobno szkoła życia dla niemowlaka. Pokarm nie leje się tak, jak ze smoczka, musi być pracowicie wyssany, oczywiście pod warunkiem, że malcowi i matce uda się tak ułożyć, żeby małe ustom udało się w ogóle chwycić sutek.
Bliżej natury wciąż oznacza – z lepszym końcowym efektem, co wcale nie znaczy – łatwiej.