Tuż przed północą

Zbliżała się północ. Dwa dni wcześniej temperatura spadła poniżej dziesięciu stopni i nie chciała się podnieść, nawet w ciągu dnia, w południe. A co dopiero teraz, gdy światło latarki wydobywało z ciemności kształty podwórka. Jeszcze nie tak dawno te same ściany, sucha ziemia, oddawały ciepło zgromadzone podczas dnia. Teraz tkwiły martwe, wrogie wręcz. Między gałązkami iglaków, między oczkami ogrodowej siatki, przepływał zimny strumień powietrza, opływał to, co pozostało, nie sprzątnięte, po lecie. Turystyczne krzesełka, ogrodową huśtawkę o przekrzywionym daszku. Zakręcał za rogiem i miało się wrażenie, że powracał z drugiej strony budynku, dopadając przechodnia od tyłu.

Wychodząc z domu na trzy minuty szkoda nakładać kurtkę. Może nacisnąć na uszy czapkę, to wszystko. Dlatego ramiona przeszywa zimny wiatr, niespodziewany gość, którego tolerować można tylko przez chwilę. Lecz podwórko należy już do niego. Szepcze pozostałym liściom: czas się żegnać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *