Wielki jak bańka

Kasia zapytała mnie dzisiaj, czy noszę aparat ciągle przy sobie. Otóż – nie. Ale w pewnym momencie życia zostaje się fotografem i patrzy się na świat jakby ciągle przez aparat, nawet, jeśli się go nie ma.

Ale dzisiaj miałem, idąc przez Rynek. Sara byłaby zachwycona, gdyby mogła zobaczyć te bańki. Pokażę jej jutro zdjęcia 🙂

 

Zafascynowały mnie te bańki. Ogromne, pulsujące, jak zjawiska z kosmosu. Dzieci przebijały je ot tak sobie, ale przecież można by pozwolić im płynąć. Nikt nie wie dokąd.

Jedno zdjęcie

Wczoraj – w poczekalni naszej pani doktor, godzina 21:40. Pani doktor od 8 rano bada małych pacjentów. Wieczorem przyjmuje w domu.


Właśnie do lekarza…

…idziemy z dzieciakami. Dzisiejszy dzień stał pod znakiem czarnego nastroju. Sara przy temperaturze 39,5 stopni wmawiała mi, że jestem motylkiem. No, ona i na zdrowo ma takie pomysły, ale, wystraszony, próbowałem jednak zachować ludzką (nie: motylą) twarz. Beniamin nie ustępował jej w gorączce, za to dystansował – w płaczu. Obydwoje nie chcieli za nic w świecie opuścić ramion swojej matki. Przez cały dzień. W tej sytuacji nie mogło być mowy o moim chorowaniu, zająłem się po trochu śniadaniem, obiadem, praniem i innymi „drobnostkami”. Po południu pojawiła się zainfekowana babcia w maseczce chirurgicznej na twarzy. Pomyślałem, że taka maska może powodować niedotlenienie mózgu… Wieczorem – byłem u lekarza, który doprawdy nie mógł wyjaśnić tego, że po przejściu dwustu metrów serce wali mi jak dzwon a ciało rozgląda się za najbliższym łóżkiem. Inne objawy sugerują, że końska dawka antybiotyku mogła wypalić mi dziurę w żołądku lub gdzieś w pobliżu, więc zlecił kolejne badania i dał następny tydzień zwolnienia. Mam nadzieję, że koledzy z pracy ani ich bliscy nie zastrzelą mnie przy pierwszej okazji. Starania lekarza, laborantek itd. poszłyby na marne, za to rodzinie sytuacja by się wreszcie wyjaśniła – czy mogą na mnie liczyć, czy nie.


Zaliczeń w szkole podczas weekendu – przynajmniej tego mi nie żal…  

Z codzienności

Dziś w blogu – pakiet z codzienności.

Niestety, chorujemy już rodzinnie. Rodzice – załatwieni przez grypę, więc odpada opieka nad dziećmi. Sara – 38 stopni. Wytrzymała tylko 3 tygodnie od ostatniego antybiotyku. Ja – dziś badania, jutro znów do lekarza, gdyż wcale nie jest dobrze. Ioana – ciągle pracuje nad tym pechowym tłumaczeniem, śpi 3-4 godziny na dobę…

Ciekawe jest to, że od chyba już tygodni nie mogę się uspokoić wewnętrznie. Bardzo dobrze znam to rozedrganie, które łączy się z ciągłym napięciem. To mieszanina lęku, uczucia przytłoczenia, obowiązkowości, bólu, nie zawsze określonego, zimna, słabości ciała, i w efekcie – braku panowania nad rzeczywistością, zniecierpliwienia, irytacji na wszystko, co wokół. Dramatycznie odkrywam, że moja głowa odmawia myślenia. A przede mną tyle spraw do załatwienia.

O dziwieniu się, cyniźmie i przekorze

Przypominam sobie tym razem słowa Tomasza Tomaszewskiego

– nie odbierzcie sobie zdolności dziwienia się, uważam, że kto raz ją straci, już jej nie odzyska; trzeba ją w sobie pielęgnować, podsycać; jest tak wiele nie odkrytych mechanizmów, tak wiele spraw do poruszenia, i choć wszystko już zostało sfotografowane, to można fotografować na nowo – osobiście, subiektywnie i dlatego niepowtarzalnie – i to jest jedyna szansa dla kolejnych fotografów

– brońcie się przed cynizmem; nie bądźcie cyniczni wobec ludzi, oni to wyczują i odrzucą was

– zawsze uważałem, że trzeba iść w przeciwną stronę; jeśli wszyscy biegną w prawo, to wy musicie iść w lewo, tam, gdzie nikt nie idzie.

Do przodu!

Słuchałem audycji programu II Polskiego Radia. W niej Marek Chołoniewski wspomina swoje studia u Bogusława Schaeffera. Co dla mnie najważniejsze – w początkowym okresie studiów nad kompozycją studenci musieli pisać piórem, nie ołówkiem. Chodziło o to, żeby nie cyzelować partytury, nie poprawiać błędów, tylko po prostu napisać utwór. Podobno Schaeffer mówił: błędy z tego utworu poprawisz w następnym.

To dla mnie genialny sposób na obejście własnego perfekcjonizmu, który w momencie, kiedy nie ma się odpowiedniego przygotowania oraz doświadczenia, może skutecznie zablokować pracę, czyli jakikolwiek postęp.

Podobne zdanie, z dziedziny zarządzania, cytuję za autorem, którego nazwiska nie pamiętam (może Peter Drucker):

Jeśli masz podjąć 10 decyzji, a podjąłeś tylko 6 decyzji, to już na wstępie podjąłeś 4 błędne decyzje.

O dzieciach

Nie tak dawno jeszcze sądziłem, że to córka mnie uwiodła i dlatego cieszyłem się, że była pierwsza. Wydawało mi się, że chłopak nie będzie mnie tak zachwycał. Tymczasem wcale jej nie ustępuje. Co ciekawe – jakby od razu, z urodzeniem, otrzymał te cechy, o które ja w sobie walczyłem przez dwadzieścia, trzydzieści lat, a teraz – znów je tracę. Zazdroszczę moim dzieciom!
Ogromnie pozytywne spojrzenie na wszystko wokół, oczy, które wierzą w człowieka, na którego patrzą, uśmiech, który obezwładnia. Ma w sobie pewien spokój, mam cichą nadzieję, że odziedziczył go po matce. Z tym spokojem i pozytywem obserwuje świat. A czegóż można więcej oczekiwać? To w sumie i tak realny szczyt ludzkich możliwości. Bardzo dokładnie wie, czego chce. Nie interesują go pluszaki, woli coś konkretniejszego, twardszego, co się otwiera, kręci, przesuwa. I w końcu – jest po prostu piękny, o delikatnej skórze, jasnych włosach, kształtnej głowie i proporcjach oczu, nosa, ust. Jeśli jeszcze się uśmiechnie… Co będą miały z nim kobiety? I w konsekwencji – co on z nimi będzie miał… Moja dotychczasowa wiedza z pewnością nie wystarczy, ale może choć na początek… Niech trochę dorośnie…


Beniamin, prawie osiem miesięcy

Sara. To dzięki niej zacząłem pisać bloga. Wdrożona na dobre w rytm codziennego życia, ubiera się, myje, je, a nawet sprząta – prawie sama, z niewielką pomocą. Ale przecież nie to jest najważniejsze. Gdy pozostawić jej trochę wolności – eksperymentuje, ma różne pomysły. Gdy robimy coś razem, to jak na dłoni widzę, którędy chodzą jej myśli. Dziecku nie wolno wszystkiego tłumaczyć! I to jeszcze zanim zapyta! Pozostawiać "zdania niedokończone", zjawiska nie wyjaśnione! Jej głowa pracuje, trwa to sekundy, czasem minuty, czasem dni. I w końcu – pojawia się to pytanie, albo stwierdzenie. I fascynacja – "rozumiem!"
Czasem tak cienka jest granica między narzucaniem dziecku własnej wizji, a wspólnym dochodzeniem. Współpracować z nią – to rajska przyjemność. I gdy mogę jej powiedzieć: "tak, masz rację!"
Czesałem jej mokre włosy. To są moje włosy – ja miałem takie w jej wieku. Moje włosy na głowie dziewczynki, która mówi: "mogę się przeglądnąć w lustrze?" Tkwi w niej kobieta.
Czasem powie: "tatuś, kocham cię, chcę cię uściskać". I jakoś nie musimy sobie tłumaczyć, czym jest miłość. Na razie…


Sara, trzy i pół roku

Żyję w kosmosie. W najlepszym okresie mojego życia.

L4

Przeziębienie przeszło w stadium antybiotyku oraz L4. W sobotę wywalczyłem wypisanie antybiotyku w ambulatorium. Zrozpaczona pani doktor, będąc dopiero w połowie 24-godzinnego dyżuru, przyjęła mnie jako 98 pacjenta. Rozpacz zmieniła się w atak, ponieważ śmiałem przyjść mając tylko 37 stopni i gardło całkiem w niezłym stanie. Walczyłem z jej gorzką ironią przekonując, że po 2 tygodniach Bioparoxu gardło umarlaka będzie w super stanie, że przerobienie Nurofenu i Aspiryny skończyło się tym, że boli mnie wszystko od stóp do głowy, glikemia wariuje, ledwo powłóczę nogami i nie jestem w stanie ani myśleć ani ruszać się. Dlaczego "nie chciało mi się" iść do przychodni? Wobec takiej argumentacji trudno się bronić. Jestem winny, nic mnie nie jest w stanie wytłumaczyć. Cokolwiek powiem będzie potraktowane z ironią. Życie to dżungla, trzeba wyrwać co się da i uciekać. Dostałem więc końską dawkę antybiotyku, przewegetowałem jakoś cały poniedziałek w pracy i wreszcie… Wreszcie mogę wziąć zwolnienie…


Jeśliś dobry..

… w tym, co robisz, to nie sprzedawaj się tanio i byle komu! Dedykuję mojej żonie oraz wszystkim, którzy potrafią robić coś solidnie, dobrze, znakomicie, z polotem, z fantazją…! Oto cytat, który dziś znalazłem:


Jeśli spotkasz kogoś, kto biegły w swoim zawodzie,
to wiedz, że królom będzie taki służył,
nigdy zaś nie będzie posługiwał prostaczkom.

Księga Przysłów 22, 29
wg tłumaczenia Bp. K. Romaniuka

Bezlitośnie

Trafiłem dzisiaj na cytat, który jest potwierdzeniem moich ostatnich obserwacji i przemyśleń, ale mimo wszystko chciałbym go przytoczyć w nieco ironicznym kontekście. Jeden z fotografów, pod którego imieniem założono zresztą fundację wspierającą młode talenty, powiedział:


An artist must be ruthlessly selfish.
(Artysta musi być bezlitośnie egoistyczny)

W. Eugene Smith


Oczywiście, to zdanie powinno zostać poddane odpowiedniej interpretacji…  ;-)))