Tkanina

Nasza rzeczywistość jest tkana, drobniutko, powolutku. Albo jak robiona na drutach, z mnóstwa podobnych, prawie takich samych, codziennych ruchów zawijania, przekładania, naciągania. Powstaje coś. Nie jesteśmy pewni, jak to będzie leżeć, czy w ogóle na kogoś spasuje. Mamy nadzieję.

Tkamy nawet teraz, nic nie robiąc i wpatrując się w sufit, na którym nocny zegar wyświetla cyferki, na elektronicznych wyświetlaczach siedmiosegmentowych LED. Między cyframi – te migające kropki, jedno mignięcie, to mgnienie sekundy. Nasze mgnienie.

Przerażający, nieuchronny upływ sekund, kawałków istnienia. Gdy pojawiły się zegary na wieżach miast, ludzie wszczynali przeciw nim krucjaty. O zakładaniu zegarków na rękę mogli myśleć wtedy chyba tylko szaleńcy. Dziś cierpimy z każdą minutą, gdyż boli ich świadomość. Podobnie – gdy nie słyszysz serca, nie dziwisz się, że ono jest w stanie bić już tak długo, i nie czujesz lęku, że wkrótce na pewno się zatrzyma.

Nasza rzeczywistość to też cisza, trwanie po prostu, choć przez chwilę, z myślą, że jestem, jeszcze. Już nawet nie ze zdziwieniem, tylko prostym przyjęciem do wiadomości: jestem. Bez roztrząsania, czy jestem naprawdę, czy tylko śnię, czyli tak mi się wydaje. Ze spokojnym spojrzeniem z ukosa na tych obok – czy są jeszcze, również. Jesteście? Bądźcie. Bądźmy, dopóki będziemy.

Co zrobić

Czy sztukę można wartościować? Starają się to robić krytycy, próbuje się poszukiwać kryteriów, według których można sztukę zmierzyć, ocenić, porównać z inną sztuką.

Ze względów kultury, kurtuazji, również dla bezpieczeństwa, jedni artyści (artyści na poziomie, ma się rozumieć) nie wypowiadają się negatywnie o innych artystach. Oceny pozostawiają dla siebie, jak również – odbiorcom, którzy nie są artystami.

Co zrobić jednak, kiedy obserwuje się nadmuchiwany balon, rosnący, coraz większy, w którym nie można dostrzec niczego szczególnego, oprócz… sprężonego powietrza. Tymczasem balon dalej rośnie, wypełnia pomieszczenie, już nie można wyjść, ruszyć się, nawet odetchnąć. A chciałoby się dostrzec jego sens, więc poszukuje się, rozważa, analizuje, lecz im dalej, tym mniej sensu; nie pozostaje nic, albo bardzo niewiele. Bo problem pojawia się, gdy jesteśmy w taką sztukę uwikłani, na nią skazani, i nie możemy po prostu wyjść jak zwiedzający z galerii. Potrzebujemy zatem poczucia sensu, wartości, tymczasem łapczywe ich poszukiwanie prowadzi do zadyszki, kołatania serca, paranoi ("jesteśmy super") a w końcu i tak – frustracji.

Nadmuchiwanie balonów jest zajęciem ryzykownym, nie tylko ze względu na huk, ale z powodu nadciągającej nieuchronnie śmieszności. Czy cienka granica oddziela coś od niczego? Kiedyś tak mi się wydawało, teraz – nie. Za pozornie drobnymi zmianami, które są widoczne, kryje się zupełnie inny sposób myślenia, inna osobowość, wrażliwość i wiedza – twórcy, kompozytora, reżysera, pisarza i tak dalej. A właśnie te szczegóły, wydające się dyletantom i amatorom drobnymi, niewiele znaczącymi, zmieniają tak wiele. Sęk w tym, że szczegół sam w sobie nie znaczy nic, lecz ciąg szczegółów, ich konsekwencja, prowadzi do niewidzialnego świata, zamkniętego w wyobraźni twórcy. Prowadzi, abo nie prowadzi. A nawet jeśli prowadzi, to czasem i niestety, do klaustrofobicznego i nie mającego wiele do opowiedzenia świata…
A ponieważ nie ma miernika sztuki, więc wszystko można nazwać sztuką, i być z niej dumnym, a nawet cierpieć z powodu niedocenienia i niezrozumienia.

Pytanie

Trudno czasem ominąć wrażenie, że 99% rzeczy, które podejmujemy w życiu, ma na celu zajęcie naszej świadomości czymś innym niż tym najważniejszym pytaniem.

To ono staje przede mną w chwilach, w których nie mam nic do zrobienia, w których próbuję odpocząć, oderwać się od gorączki i drgawek fascynacji codziennymi działaniami. Ono przypomina mi się również, gdy towarzyszę moim dzieciom, gdy idą spać. Czuję się wtedy niepewnie, bo wiem, że przyczyniając się do powołania ich do życia, skazałem jednocześnie na to, że pewnego dnia to pytanie stanie i przed nimi – coraz bardziej uporczywie. Jak się z nim zmierzą? Czy nie będzie ono dla nich porażką?

I gdybym mógł przelać na nich, bezpośrednio, wprost, moją odpowiedź, może było by im łatwiej. No i mnie łatwiej. Ale nie mogę. Na szczęście, albo – nieszczęście. Zresztą – czy ja mam taką odpowiedź? Na tyle silną, że bez mrugnięcia okiem… A czy próba przekazania jej tak po prostu – nie była by nieuczciwa, nie była by przemocą dokonaną na ich duszy? W materii tak delikatnej…

Sławomir Mrożek przyjeżdża do Polski aby obchodzić 80-lecie swoich urodzin. Właśnie opublikowano pierwszy tom jego Dzienników, z lat 1962-69. Siedemset stron… człowieka, który najczęściej był tylko sam ze sobą… Siedemset stron… w siedem lat. I to może tylko drobna część odpowiedzi na pytanie…

Inspiracja

Inspiracja. Czym ona jest… Przygotowując kazanie na Wielkanoc, słyszę w sobie głos kaznodziei, którego pamiętam z lat dziecięcych i kiedy byłem nastolatkiem. Zawsze mnie fascynował, był inny, niż inni. Teraz, po latach, trafiłem na zbiór nagrań jego kazań z lat 60-tych. Dzisiaj, mając za sobą trochę lat pracy w teatrze, mogę ocenić jego kazania pod względem techniki, erudycji, konstrukcji przemowy. Mogę analizować przepływ napięć, uczucia. Ale ta analiza nie jest inspiracją. 

Inspiracją jest coś innego, co płynie wprost, co wymyka się opisowi. Płynę na tej fali, której nie rozumiem, ale która mnie niesie. Słysząc Twój głos, Stanisławie, wewnątrz mnie, moje myśli biegną innym torem i inaczej układają się słowa.

Cytat:

Względna literatura zawsze jest kiepską literaturą, a sztuka nieradykalna zawsze jest sztuką średniego lotu: dobry artysta nie ma innej możliwości niż mówić prawdę, i niech tę prawdę mówi radykalnie.

Migawka I – „Rewolucyjna” Chopina

Kolega spotkany dzisiaj, realizator dźwięku:
– Wydali płytę, którą ja realizowałem. Chopin. Pięknie wydali. Muszę się przypomnieć, żebym dostał kilka egzemplarzy.
– To musisz koniecznie przynieść – mówię.
– Było trochę pracy. Samą Rewolucyjną składaliśmy z dwudziestu kawałków.
– ??
– No tak. Równałem dźwięk po dźwięku [tzn. w komputerze robił cięcia i dopasowywał, wyrównywał poszczególne dźwięki].
– Jak to? – stanąłem w miejscu.
– No Piotr! Przecież tego nie zagra nikt na świecie.
– Ale przecież…
– …tak wygląda współczesna muzyka poważna… Ha!

Skrętu kiszek…! Nie nie nie…! To mnie nie dotyczy. To nie moja sprawa, ja nie mam z tym nic wspólnego… Jak mi się zachce, to raczej pójdę na koncert.. Chyba tam jeszcze ktoś gra tak naprawdę…

Kocham moje miasteczko

Opublikowałem serię zdjęć Kocham moje miasteczko. Jedna z osób starszych ode mnie, skomentowała, że musiałem mieć trudne dzieciństwo. A ja – zupełnie przeciwnie. Na blogu fotograficznym przeciwstawiłem ostatnio dwa sposoby fotografowania. Jeden prowadzi do zdjęć ładnych, drugi – do odgrzebuje głębsze pokłady wspomnień, nastrojów, wyobraźni.
Mam problem, bo z jednej strony nie bardzo mogę znieść sterylne i/lub plastikowe zdjęcia, dzisiaj wszechobecne. Z drugiej strony – takie zdjęcia przynoszą dochód, i jestem zmuszony je robić. Mój blog fotograficzny ma spełniać funkcję reklamową, w takim razie jak mam się na nim przyznać, że lubię takie oto fotografie, jak ta powyżej lub poniżej? Kto wtedy poprosi mnie o jakąś usługę fotograficzną…?
Graffiti na bocznej ścianie garażu, z wystającymi ponad nim dwiema główkami lamp, a pod nim – złamane, zaschnięte trawy, które kształtem odpowiadają tym lampom. Jest tu symetria, z drugiej stron – kompozycja lekko diagonalna, która dodatkowo, do samego graffiti, daje dynamizm.

Albo to zdjęcie. Brama, czyli jakieś paskudne zamknięcie, w zestawieniu z przestrzenią pól – wolnością, nieograniczeniem. Oba zdjęcia silnie na mnie działają.

Czy coś jest ze mną nie tak? A może już odszedłem od rzeczywistości, zamknąłem się w kręgu własnych, ciasnych, naciąganych upodobań…? Wmawiam sobie, że w tych zdjęciach jest coś, jak 98% artystów jest przekonanych, że ich dzieła są szczytem światowej sztuki…

Miłość i fascynacja

Z prywatnej korespondencji…

Zauroczenie, fascynacja człowiekiem, wiąże się z subiektywnym spojrzeniem i euforią, i przeważnie nie ma gruntu w rzeczywistości. Nie liczy się prawda o drugim człowieku, ponieważ jeszcze nie zdążyliśmy go poznać. Dlatego są to uczucia egocentryczne, ponieważ własne pragnienia i oczekiwania "projektujemy" na tę osobę licząc, że zostaną zaspokojone.



Miłość jest związana z prawdą, jest osadzona w rzeczywistości. Poznałem już kogoś, wiem jaki jest, czuję jego uczucia, widzę błędy, dostaję rany – wszystko to widzę, ale chcę z tym kimś być. Chcę być, ponieważ stworzyliśmy nasz wspólny, duchowy świat, w którym czujemy się jednak dobrze, bezpiecznie, pomimo zawirowań. To bezpieczeństwo jest bardzo ważne. Miłość jest uczuciem dwustronnym, jestem tego pewien. To nie jest "zbyt" piękne, żeby było prawdziwe. To się zdarza 🙂 Tylko stworzenie tego świata trwa długo. Ale warto!