nic takiego

Po kilku dniach, w których napięta wewnątrz struna, rozedrgana, nie pozwalała zasnąć ani spokojnie spojrzeć w ludzką twarz, również tę w lustrze, chyba wreszcie się trochę uspokaja. Jeszcze boli głowa, a może to dzięki niej właśnie nie pozostaje nic innego, jak się poddać. Walkower to droga do wolności, paradoksalnie, ale błogo.

A ponieważ chyba zbiegiem okoliczności udaje się złapać cienką linię, delikatną jak pajęczyna, która prowadzi do wyjścia, to w trosce o to, by jej nie stracić – proszę chwyćcie ją również. Wystarczy lekko dmuchnąć, by uniosła się nieco i zabłysła nawet w tak żałosnym świetle, jak to bure, dogorywającej jesieni.

Ćwiczenia z pisania o niczym (nr …)

Mgła dziś rozpływa się, w bezruchu, zresztą tak, jak wczoraj. Ale wczoraj jakoś wyszło słońce, chyba wyszło. Dzisiaj chyba nie wyjdzie. Raczej nie wyjdzie. Chyba raczej nie wyjdzie. Nie wyjdzie na pewno. Przynajmniej teraz nic na to nie wskazuje. A i nie wskazuje na to, by się to miało zmienić i by zaczęło wskazywać. 

Czyli stojący dzień. Gdyby być na zwolnieniu lekarskim, można by patrzeć przez okno już od rana aż do obiadu, i nagle nadszedłby obiad, tuż za rankiem, prawie wraz z nim. W sumie można by zjeść obiad wraz ze śniadaniem. Gdyby coś było na obiad. W sumie odległość obiadu od śniadania dzieli praca, którą trzeba wykonać na rzecz obiadu. Raz idzie szybciej, raz wolniej, a bez zegarka to i tak wszystko jedno. Po prostu robi się obiad, a potem zjada. Potem znów patrzy za okno, o ile jeszcze coś widać. Mgłę na pewno będzie widać, bo ją tak samo i zawsze widać. Ale przecież i w sumie, nie widać.

Gdyby ruszyło się drzewo, malutki listek, kilka listków, od wiatru. Lecz skoro jest mgła, to wiadomo, że wiatru nie ma. Ale gdyby coś się jednak poruszyło, to mogłoby oznaczać, że nadchodzi wiatr, a z nim i zmiana, choćby mgły, choćby na inną. Drgnął listek! Jeden z ostatnich na uschłym prawie orzechu. Nie, to nie ruch powietrza, to chyba kropla spadająca z gałęzi. Nic dalej. Trzeba czekać. Na kolację.

Jeszcze…

Lato wyczerpuje swe siły. Jeszcze trochę i będzie ratować się ich ostatkiem. A my – myślą o dwóch, trzech choćby dniach w ciepłym słońcu i feerii kolorów – od żółtawej zieleni po głębokie bordo. Aż one wszystkie opadną, i mokre zmienią się w smutną bryję.

Jesień z góry

Coś mam wewnątrz, ale nie potrafię tego opisać. Może jutro.

Pogoda

Po szaleńczym wietrze dzisiaj, nastał, jak się wydaje, spokój. Ponura pogoda zmieniała się szybko. Dwa, trzy fragmenty dzisiejszego dnia nadawały się świetnie na wędrówkę z aparatem wśród pól. Nie zdążyłem.

W domu odczuwanie dzieci nie ustaje. Oraz świadomość, że drobne, codzienne chwile układają się w nich w matrycę na życie. To utwory muzyczne, kojarzone choćby jak dziś z paskudną pogodą, wspólne prace (przewlekanie pościeli), kłótnie i następujące po tym porozumienia, czy nawet zwykła nuda spędzana razem.


Dom nie jest by mieszkać

Powracają obrazy przesuwającego się asfaltu przed maską samochodu. Droga wysadzona drzewami, wśród bardzo szerokiego pola oświetlonego niskim, wieczornym słońcem. Zbliżamy się do skraju lasu. Tam urywa się światło, droga ginie w cieniu ciemności. Tylko ufność powstrzymuje przed naciśnięciem hamulca. Że ta droga jest i można tam jechać.

Witać się, i żegnać, w rytm odwiedzanych przyjaznych domów i przemierzanych setek kilometrów. Żegnać po to, by odzyskać wolność. Droga to wolność. Wolność to samotność. Wolność i samotność, radość z powitania i pożegnanie, to właśnie jest podróż.

Paul śmiał się z niedowierzaniem na tę diagnozę: dom nie jest po to, by w nim mieszkać, ale by do niego wracać. Tani romantyzm. Trudno. Z Paulem przejechaliśmy USA w poprzek. Przed wyjazdem wycinaliśmy z gazet kupony na tańsze jedzenie.

PS. Świerszcze grały jeszcze wczoraj. Chłód zabije je wkrótce. To może ostatni dzień ciepła, wnet nadejdzie nowy zapach wiatru. Jakże się cieszę, że to nie będzie studencka jesień.

Robak

Brzozo, moja matko-rówieśniczko, otocz mnie twoim ostatnim jesiennym listkiem. Niech owinie uszy, nie chcę słyszeć moich myśli, i usta; nie mogą dowieść mojej niewinności. Chcę pozostać przy tobie, mały, na niebotycznej wysokości. Chcę spać całą zimę, może otworzyć na chwilę jedno oko, gdy świetliste skry zamrugają w oślepiającej bieli jednego z zimowych dni o niebieskim niebie. Potem spać, spać… Spać do wiosennego podmuchu, który rozwinie dziesiątki, setki, tysiące, nowych, podobnych listków. Strupieszałe truchło mojego schronienia, i ja sam, nie będziemy już wtedy istnieć. 

Ćwiczenia z pisania o niczym (nr poz. 1/10/2010)

Za oknem trawnik, pochylony na skarpie. W porannym spojrzeniu słońca jesiennego – skrzy się. Błyski silne, choć mikroskopijnej wielkości, dziesiątki ich. Sam trawnik, jak to jesienny; skoszona i zbrązowiała trawa na niesoczystej już zieleni układa się w nieregularne wałki. Tak – wałki – bo są nieduże, w zasadzie ma się ochotę napisać – wały – takie brzydkie są, jak wały, dajmy na to, w walcowni blach; a może nawet brzydsze, bo tamte ktoś projektował, mają swoją logikę, swoje techniczne, mechaniczne piękno. A tutaj – takie byle wały, na wpół rozrzucone przez przejeżdżające ostrze strasznego urządzenia, id est kosiarki (do trawy).

No dobrze, warto jednak wrócić do błysków, silnych, przeszywających przestrzeń między źdźbłem (jak można sądzić, pochodzą stamtąd) a okiem obserwatora, ukrytego za podwójnym szkłem okna z argonem w środku (czy tym podobnym gazem, o którym mówi się – szlachetny :-/ ) Choć przeszywające i silne, to też niewinne i delikatne, a tylko one same wiedzą, jak to robić jednocześnie. (No, może jeszcze… no te… kobiety wiedzą). Dziesiątki ich, jak już wspomniano, na nieszczególnym, pochylonym na skarpie trawniku, wiodą życie krótkie, w spojrzeniu porannego słońca jesiennego. Wyglądnąć jeszcze raz, przez dwie szyby i argon (lub inny szlachetny :-/ gaz, którym napełnia się okna), a okaże się, że już ich nie ma. 

Przyczynek do poprawy bezpieczeństwa na drogach

Napisałem tekścik Kierowcy, do raportu! na portalu Wiadomości24.pl.

Główna myśl, trochę ukryta, przekazana na końcu, sprzeciwia się ogólnemu pojęciu, że bezpieczna jazda to głównie wolna jazda. Wszędzie i zawsze mówi się o nadmiernej prędkości, jako przyczynie wypadków. Ha, jest to oczywiste, bo cechą samochodów jest to, że jadąc, mają prędkość, ale też nikt nigdy nie wie, jaka jest ta nadmierna prędkość, zanim nie dojdzie do wypadku…

Jeszcze grają świerszcze…

…jeszcze ciepłe wieczory, chyba niezwykłe, jak na ostatnie lata, ostatnie wieczory sierpniowe, tak ciepłe. Dlatego jeszcze grają, aż pewnego dnia, który już blisko, zamilkną i nasz ogród… Chyba właśnie odejście świerszczy zmienia tak wiele, nieobecność tego pulsu stwarza niepokojący, uporczywy lecz martwy bezruch wśród płowiejących drzew i krzewów; i chłód coraz bardziej przenikliwy.