Trzy dni temu tłumaczyłem Sarze, że nie należy w pierwszym zdaniu opowiadania zdradzać puenty. Dziś rano przeczytałem to, co napisałem wczoraj w nocy (tu na blogu) i uśmiechnąłem się, bo zrobiłem właśnie taki błąd. Poprawić go nie jest trudno – pierwsze zdania przerzuca się na koniec, ha!
Sara dostała zadanie napisania tekstu. Nie wiedziała, jak się zabrać, więc rozmawialiśmy i stworzyliśmy koncepcję. Ciekawe, że tworzenia koncepcji zawsze mi brakowało, nie umiałem tego, a i teraz rzadko to robię. Ale w odniesieniu do dziecka przyszło mi to dość łatwo. Chyba łatwiej mówić innym, co powinni zrobić, niż samemu sobie. Łatwiej niekoniecznie dlatego, że tak bardzo chcemy innych instruować, krytykować, poprawiać, ale człowiek posiada jakąś trudność, barierę docierania do samego siebie.
Słuchając naszych rozmów Beniamin wystrzelił nagle zdanie: „szkolny telefon”. Olśniło mnie, zobaczyłem nagle telefon w sekretariacie, na który dzwonią rodzice z najróżniejszymi problemami, banalnymi, śmiesznymi, poważnymi, z żądaniami, prośbami, propozycjami ulepszeń wziętymi z księżyca albo uwzględniającymi ich egocentryczny punkt widzenia. Bo szkoła ma tak naprawdę jeden telefon i wszystko spływa właśnie tu, do sekretariatu, na panią sekretarkę. Zobaczyłem niesfornych uczniów, którzy dzwonią robiąc żarty, albo wykorzystują chwilę nieobecności sekretarki, żeby dzwonić na straż pożarną i zgłaszać podłożenie bomby w szkole. Sprzątaczkę, która po godzinach dzwoni do córki w Austrii. Zobaczyłem sekretarkę, która, roztrzęsiona, albo przeciwnie – niezwykle spokojna i opanowana – szalonym, nadludzkim wysiłkiem próbuje ogarnąć wszystkie sprawy. Oprócz telefonu ma czekających w kolejce rodziców, palące sprawy nauczycieli, wykonuje polecenia dyrektorki, i nagle szkolnego woźnego, który wpada i krzyczy, że jakieś dziecko weszło na dach i nie chce zejść.
Tak więc koncepcja jest. Teraz tylko napisać. Ale po co pisać, skoro już się to przeżyło, w wyobraźni, tworząc koncepcję? Właśnie, oczekuje się, czy słusznie, że pisanie samo w sobie ma być przeżyciem, nie nudą. To, co pociąga, to odkrywania świata podczas pisania, to jak wędrówka w terenie, gdzie za każdym zakrętem jest coś nowego. Raz błotniste kałuże, przez które trzeba się przedrzeć, innym razem słoneczny stok, na którym można rozwinąć skrzydła i oderwać się od ziemi.