Przyjąć deszcz

Dziś dwa duże okna umyte, porządki w zabawkach, praca nad obiadem dla gości na jutro, emocjonująca, trudna rozmowa… Wyczerpujący spacer z dziećmi na rowerach, wreszcie teraz – padam lekko, choć jeszcze pakować do wyjazdu się trzeba pogonić… Padam, byle nie na twarz. Twarz – do góry trzeba, móc przyjąć deszcz…

&nbsp

Skrzyżowanie bezkolizyjne

Ten sam problem powtarza się wciąż, w różnych kręgach. Na przykład – w grze w zespole muzycznym, który gra na zasadzie własnej inwencji muzyków. Ktoś przychodzi do zespołu i… nie znajduje w nim miejsca. Po prostu nie widzi momentów, w których mógłby coś zagrać – dodać, dołożyć. Czuje, że zespół nie zostawia dla niego miejsca. Mógłby spróbować wpłynąć jakoś na zespół, zaproponować coś innego, ale inni tego nie dostrzegają, nie odbierają jego starań – świadomie lub nie. Czy za bardzo są skoncentrowani na sobie? Brakuje im wrażliwości, doświadczenia…? Nie akceptują przybysza? Skrzyżowanie bezkolizyjne… 

Ulubiona

Co tak lubię w gitarze basowej? To, że jest tak mała i można wszędzie ją zabrać [śmiech]. Oczywiście to tylko część odpowiedzi. Najbardziej lubię w niej to, że mimo swoich niewielkich rozmiarów jednak jest w stanie wygenerować potężny dźwięk. Oczywiście po podłączeniu do odpowiedniego wzmacniacza i głośników. Ale to w dzisiejszym świecie uznaje się za naturalne, inaczej musielibyśmy się cofną do czasów… w zasadzie aż do czasów cywilizacji chińskiej, z której wywodzą się organy, najstarszy obecnie używany instrument. Organy, które tysiące lat później posiadając już inną konstrukcję, wstrząsały murami kościołów. Ale również te najpotężniejsze dźwięki organów to właśnie najniższe, basowe tony. Podobnie jak w naszej gitarze. Na marginesie – dzieje się tak, ponieważ im niższy dźwięk, tym musi mieć wyższą energię, by mógł być słyszany tak samo głośno jak dźwięk wysoki.

Wracajmy do gitary. Najbardziej fantastyczne wrażenia łączą się u mnie właśnie z tym basowym dźwiękiem, wydobytym z pojedynczej struny o długości nie przekraczającej półtora metra. Struna nie może być pierwsza lepsza. Zamocowana w gitarze zbudowanej z najlepszych materiałów, dociśnięta do idealnie wyszlifowanego i wbitego progu, wzbudzająca elektryczne drgania w starannie dobranych przystawkach. Wyobraźcie sobie stadion i na jednym jego końcu dużą scenę. Na niej zupełnie zgubiony człowiek, niewielki w skali sceny, a cóż dopiero stadionu; na ramieniu szeroki pas, wspierający jeszcze mniejsze "wiosło". Ruch dwoma palcami, oczywiście precyzyjny zarówno w swoim tempie jak i sile, ruch, pochodzący w istocie z wyobraźni, emocji człowieka, powoduje powstanie fali.

Fali dojmującej, płynącej przez stadion, niezatrzymanej. Wcale nie chodzi tu o coś jak grom, wystrzał armatni, dźwięk porażający i ogłuszający. Chodzi o tę zadziwiającą kombinację niezwykłej mocy, która sprawia wrażenie, że nikt jej nie zatrzyma, oraz opanowania, spokoju. Jeśli tylko ten mały, daleki człowiek czuje podobnie jak ty, to fala ogarnia cię, jakby była twoją częścią albo twoimi skrzydłami. Zaczynasz na niej płynąć przez stadion, ponad głowami słuchaczy. Tajemnicą jej jest to, że sama jest tajemnicza, niepoznana do końca. Tak, jest trzon wyraźnie słyszalny, silny, choć miękki, ale w nim zawarte są coraz subtelniejsze barwy, pomruki, drgnienia, zachwiania, zależnie od tego, na który z wielu sposobów struna zostanie szarpnięta, dociśnięta, zwibrowana, i wreszcie puszczona.

I jeszcze jedno. Najniższego dźwięku w zespole nie da się ukryć. Grając na basówce możesz mieć pewność, że to, co poślesz w przestrzeń, zawsze zostanie usłyszane. Nawet lekkie muśnięcia, pojedyncze, drobne jak początki mżawki. Nawet jeden długi dźwięk, jedno uderzenie, zaleje przestrzeń muzyczną, będzie podstawą i tłem jednocześnie dla kolegów z zespołu. Jeśli nic nie zagrasz wszyscy od razu to odczują, jakby zabrakło czegoś ważnego, czego zwykle nie brakuje.

Czy gitara basowa jest kobietą? Nie wiem. Ale wiem, dlaczego tak ją lubię…

Nastrój wieczoru

Zostawiam Was dzisiaj z impresją-improwizacją… Ogarnięty nieprzepartą chęcią gry ściągnąłem do domu instrument mojego brata, z dobrą ważoną klawiaturą. Wieczorne granie, zesztywniałymi palcami – od niegrania od dawna, od grania sporadycznego, w zasadzie – od braku grania, bo moje granie raz na czas to w zasadzie niegranie…

(koniecznie trzeba słuchać na sprzęcie, na którym słychać w miarę niskie dźwięki)

Tworzyć

Bezkompromisowo, jeśli już coś tworzyć. Tworzyć – to słowo wydaje się wielkie, niesie nadzieję, powstrzymuje oddech. Czy słusznie… Czy nie jest to nadzieja mamiąca nas wizją wzniesienia się gdzieś, wolności… Jak długa jest droga do uczciwości i szczerości, bez której nic z twórczości, a jeszcze dłuższa droga – do piękna.

Od kilku dni słyszę wszędzie to, czego możecie posłuchać tutaj. Gdy tego słucham – od razu dziesiątki skojarzeń. Na przykład że muzyka jest matematyką, że część z tego utworu ogarniam, a części – zupełnie nie ogarniam. Że jak to możliwe, że w głosie, w którym wyczuwa się ogromną wewnętrzną siłę i który tylko czeka, aby wybuchnąć, jest tyle delikatności i subtelności, i że on właśnie czeka, przygaszony i przyczajony, na tę rzadką chwilę, tak jak się czeka latami na wyjątkowy moment. Że przecież ona śpiewa tę samą melodię w kółko, melodię, która powtarza się w tysiącach piosenek, a jednocześnie – ten utwór i to wykonanie – jest jedno jedyne. Skojarzenia z czasem, który nigdy nie powraca, w którym każdy ułamek sekundy śpiewanego utworu błyskawicznie odchodzi w przeszłość, a jednocześnie ona-człowiek istnieje tak silnie w każdej teraźniejszej sekundzie, sylabie, dźwięku. I że nie jest to nagranie wycyzelowane w studiu, że może można by tam zagrać i zaśpiewać lepiej.

Żadne z tych skojarzeń nie wyjaśnia wiele, a już z pewnością wszystkie razem – nie pozwalają na stworzenie schematu, według którego można stworzyć ponownie coś podobnego.

Nie miałem pojęcia, dlaczego muzyka jest jak życie. Biję się w piersi przed własną ignorancją, która chyba zmniejszyła się o tyle, że czasem jestem w stanie ją dostrzec. I jak to możliwe, że miesiące i lata emocji, palących i poniewierających człowiekiem, można zawrzeć w kilkuminutowym utworze.

Migawka I – „Rewolucyjna” Chopina

Kolega spotkany dzisiaj, realizator dźwięku:
– Wydali płytę, którą ja realizowałem. Chopin. Pięknie wydali. Muszę się przypomnieć, żebym dostał kilka egzemplarzy.
– To musisz koniecznie przynieść – mówię.
– Było trochę pracy. Samą Rewolucyjną składaliśmy z dwudziestu kawałków.
– ??
– No tak. Równałem dźwięk po dźwięku [tzn. w komputerze robił cięcia i dopasowywał, wyrównywał poszczególne dźwięki].
– Jak to? – stanąłem w miejscu.
– No Piotr! Przecież tego nie zagra nikt na świecie.
– Ale przecież…
– …tak wygląda współczesna muzyka poważna… Ha!

Skrętu kiszek…! Nie nie nie…! To mnie nie dotyczy. To nie moja sprawa, ja nie mam z tym nic wspólnego… Jak mi się zachce, to raczej pójdę na koncert.. Chyba tam jeszcze ktoś gra tak naprawdę…