Faza 2/240. Otwieram wystawę fotografii!

Są rzeczy niemalże nieuchronne. Och, można się przed nimi chronić, czasem ktoś ucieka, albo udaje, że nie widzi. Lecz jeśli mówi się tylko A, to po jakimś czasie staje się to nudne. Wtedy albo przestaje się mówić w ogóle, albo, siłą rzeczy, usta same układają się, nie wiadomo nawet kiedy, w głoskę B.

Wystawa jest naturalną koleją rzeczy, jeśli robi się zdjęcia i nie przestaje. Tym razem będzie to nie tylko prezentacja zdjęć, ale również instalacja, w której znaczenie zyskają zależności przestrzenne, proporcje ilościowe i wielkościowe. W ostatecznym planie wystawionych ma zostać ponad pół tysiąca fotografii.

Więcej na temat ideologicznych wątków wystawy można przeczytać na stronie organizatora, Teatru Bagatela: Faza 2/240. Zaś ponieważ piszę teraz na moim najbardziej prywatnym ze wszystkich blogów, nie będę tu prowadzić teoretycznych rozważań. Nadmienię co innego – że zdarza mi się rano budzić w trwodze.

Gdy obserwowałem wcześniej reżyserów, przed premierami, przeważnie dziwiłem się ich emocjom. Panice też, a jakże. Dziwiłem się, nawet jeśli wcześniej sam również byłem w podobnych sytuacjach – grałem egzaminy, koncerty, przemawiałem, otwierałem wystawy też. I co z tego? Za każdym razem, gdy próbuje się zrobić coś nowego, wypłynąć na mniej znane dotąd wody, pojawia się to samo – złe przeczucie, pieter, cykor.

Faza 2/240, Wystawa fotografii, Piotr Kubic

Zostało jeszcze mnóstwo do zrobienia. Lecz nie roboty się obawiam, ale tego, że trzeba będzie podjąć sporo decyzji, o których przypuszczalnie jeszcze nie wiem. Że w umyśle braknie miejsca na te najbardziej konieczne zadania, że coś nie złoży się w czasie, że przeliczę się mimo tego, że od miesięcy mam w głowie to, co chciałbym zrobić.

Wernisaż odbędzie się 1 czerwca w Teatrze Bagatela w Krakowie, na Scenie przy ul. Sarego 7, godz. 17:00.

Stoi twarzą do okna

za plecami ma piętrowe łóżko, na którym usypiają dzieci. Okno jest na piętrze, wychodzi na podwórko (nawet nie podwórze), zamknięte z drugiej strony budynkiem, będącym kiedyś stodołą. Jeszcze niecałe dwa lata temu miałby naprzeciwko siebie spadzisty dach pokryty dachówką, a teraz, ponieważ dach zamieniono na płaski, otwiera się dalej widok na ogród.

Ale jaki tam, widok, o tej godzinie. Późna jesień, i o wpół do jedenastej w nocy; niewiele przecież widać. Dwie lampy w oddali, których światło przebija się między konarami drzew. Że to konary, to się tylko domyśla, bo przesuwając głową w prawo lub lewo o kilkanaście centymetrów widzi, że lampy nikną i pojawiają się znowu. Z prawej strony świecą lampki na grobach, najbliższe w odległości niecałych stu metrów.

cmentarz

Księżyc blisko pełni, ale to może poświata miasteczka daje aurę nieba. Piętro niżej oglądają telewizję, a może świecą też małą lampkę. Te resztki światła objawiają nieruchomy, ciemny, gnuśny niestety krajobraz. Gdyby spadł śnieg, to zdarzyłoby się coś porównywalnego z cudem, na który wszyscy zdają się czekać.

Siedzi pod uchylonym oknem, wbrew zasadzie, że jako człowiek chorowity już od dziecka, powinien się pilnować. I oczywiście oraz nieodwołalnie, absolutnie nie siedzieć pod uchylonym oknem, gdy temperatura na zewnątrz zbliża się do zera. Uchylił okno dlatego, aby usłyszeć, czy świat na zewnątrz jeszcze żyje.

Żyje słabo. To i dobrze. O tej porze docierają, przez ciszę, odgłosy pociągów ze stacji kolejowej, zza dwóch kilometrów. Zostawił tam dziś swoją dziewczynę, która wsiadła, z bagażem, do wędrującej stonogi. Wsiadła i pojechała łańcuszkiem podróżnym, który zaczął się tak śmiesznie, właśnie tutaj, na przybłoconym podwórku sąsiadującym z ogrodem – milczącym, szarym, nieużytym późną jesienią. Dziewczyna omijała kałuże, idąc w wypastowanych, czarnych, wysokich butach w stronę samochodu. Potem stonoga zawiozła ją do eleganckiego miasta, stolicy. A dalej łańcuszek prowadzi do Wiednia i Kiszyniowa. Ale śmieszne! We wtorek będzie też na chwilę w Kijowie. Śmiać mu się chce, gdy stoi w oknie i czeka po prostu na śnieg, który przykryje zmartwiały ogród. Martwota wtedy nie zniknie, stanie się tylko szlachetna, z akcentem wieczności, może anielska.

Powiew nadchodzący zza okna niesie pierwotną tajemnicę, która szepce: należysz do mnie. Żadna to tajemnica… To oczywistość, że należy do tego powiewu, do tego błota, tej martwoty jesiennej również. Że bliżej mu do nich, niż do rozświetlonych europejskich stolic, klimatyzowanych, hermetycznych pomieszczeń, sterylnych ekranów komputerów, czy kokpitów aut wyściełanych skórą (sztuczną). Należy do kurzu, ziemi, roli, tej gleby, tego wiatru, tego chłodu, tych konarów, z których się wywodzimy. I one prędzej czy później upomną się o niego.

cmentarz

To życie to wycieczka, z której kiedyś powróci – do swoich, do wieczności, do czegoś, o czym myśl nie pozwala teraz swobodnie oddychać. Ale właśnie wtedy oddychać już nie będzie potrzeba.

Boi się? Czy przypuszczałby, że samymi słowami można wzbudzić to uczucie – strach powiązany jednocześnie z zachwytem? Lecz to nie tylko słowa, one są tylko nośnikiem. To uczucie jest w nas…

Brama ul Mogilska, Kraków

Wróciłem

Wróciłem do domu. Już w sobotę nad ranem. Z warsztatów plastyczno-fotograficzno-filmowych. Atmosfera ciągle żyje we mnie. Obiecuję sobie – żadnego radia, żadnych informacji politycznych, najchętniej poszedłbym do czytelni i zanurzył się w albumach np. z projektami plakatów. Oczywiście, to nie będzie możliwe 😉


Stanąć na planie filmu: pokutnicy z Niniwy nad jeziorem Lubie.

Zdjęcia ze spektaklu

Machnąłem dziś kolejne zdjęcia z kolejnego spektaklu. Możecie je zobaczyć tutaj:

Mam poczucie dobrze zrobionej roboty. Zdjęcia oddają atmosferę i charakter przedstawienia. Jeśli są czasem chaotyczne, nieuporządkowane, krzywe itp. to właśnie tak ma być, to nie jest przypadek ani fuszerka. Zresztą i tak były wybierane pod kątem marketingowym, czyli "są ładne", no bo powinny takie być…

Co na nich widać? Że brać aktorska rzuciła się w przepaść bez asekuracji. I to jest fajne. "My w finale", Teatr Bagatela, reżyseria Iwona Jera.

Zdjęcia z wczoraj.

Można zobaczyć już zdjęcia z wczorajszej aukcji. Lecz zanim się ona zaczęła, był świetny koncert. Zdjęcia zespołu Jazz Band Ball Orchestra możecie zobaczyć na mojej nowej stronie Twórcy w obiektywie www.tworcy.kubic.info. Mam do tych zdjęć sentyment, to taki jazz, jakiego słuchaliśmy jakieś dwadzieścia lat temu na próbach otwartych Old Metropolitan Band, w klubie tuż przy ul. św. Filipa w Krakowie.


Jan Kudyk

Zaś zdjęcia z aukcji – na stronie www.spn.kubic.info.  Zresztą są tam setki zdjęć z poprzednich spotkań Stowarzyszenia Pomocy Niepełnosprawnym "Bądźcie z nami". Stowarzyszenie obchodzi w tym roku dwudziestolecie.

Szaleństwo

Nie pisałem Wam i czuję się trochę jak zdrajca, bo o takich wydarzeniach powinienem pisać przede wszystkim tutaj. Nie, nie urodziło mi się trzecie dziecko, niestety. Ale wczoraj wspólnie z wszystkimi ciężko i szalenie pracującymi ludźmi otwieraliśmy Festiwal Sztuki Aktorskiej, a wraz z nim – kolejną wystawę moich zdjęć, na których, tym razem, teatralne role gra Ula Grabowska.

Krótki zbiór linków, bo nie mam siły na więcej. Dziś od rana choruję, ledwo trzymam się na nogach. Całe szczęście, ze nie muszę jechać do pracy….

Artykuł o wystawie:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/fotografowac_w_teatrze_224839.html

Inny artykuł o wystawie i moim fotografowaniu
http://www.mmkrakow.pl/402454/2012/2/9/piotr-kubic-o-swojej-wystawie-w-ramach-festiwalu-sztuki-aktorskiej-wywiad-zdjecia?category=kultura

Jedno ze zdjęć z wystawy:
http://www.facebook.com/photo.php?fbid=304806626239746&set=a.151926388194438.48149.151910891529321&type=1&ref=nf

O koncercie i fotografowaniu

Wczoraj byłem z córką na koncercie w naszym miasteczku. Córka wraz z resztą przedszkola śpiewała coś, ja zrobiłem trochę zdjęć. Przyznam się Wam, że mam małą satysfakcję patrząc na innych fotografów, którzy czekają na rozpoczęcie imprezy. Chcą fotografować to, co się będzie działo na scenie. Mam satysfakcję, bo kiedy oni stoją jak kołki przed imprezą, ja już się uwijam i fotografuję – przygotowujące się dzieci wraz rodzicami, wchodzących i zajmujących miejsca gości, zastawione stoły na foyer. Dostaję całą gamę różnorodnych portretów ludzi, którzy są "w akcji" – zaaferowani, zatroskani, radośni, zdezorientowani, zamyśleni. W dodatku mam ich na wyciągnięcie ręki.

Natomiast sam koncert jest w naszym domu kultury trudny to fotografowania. A to dlatego, że scena jest umieszczona dość nieszczęśliwie (no ale w końcu jest to kino). Jest ona zbyt wysoka, by fotografować ją z parteru. Są dwa najlepsze miejsca – z pierwszego balkonu, ale trzeba mieć długi obiektyw, albo należy wyjść na scenę i  strzelać z boku. Lecz tu pojawia się taka trudność, że kulisy nie są dobrze wyciemnione ani okotarowane, widać tam jakieś siatki, stojaki i tak dalej. Zaś w obu przypadkach przeszkadzają statywy mikrofonowe, stojące na froncie sceny. Nawet jeśli występuje zespół taneczny, któremu nie są potrzebne mikrofony, nikt nie zadaje sobie trudu, aby odstawić statywy. Sama scena też nie jest oświetlona przebojowo. Tak więc zdjęcia z koncertu wychodzą kiepsko. Natomiast zdjęcia spoza sceny – zobaczcie sami. Acha – jeszcze kilka słów refleksji na fotoblogu. Przy okazji – kilka godzin spędziłem nad zmianą jego szaty graficznej, myślę, że jest lepiej…..

Jutro poniedziałek, życzę powodzenia na nowy tydzień życia… 🙂

Poprawiam

Czytam mój poprzedni wpis i poprawiam. Poprawiam po raz kolejny. Wyeksploatowałem w ciągu ostatnich miesięcy wenę pisząc gdzie indziej, no i teraz pisanie mnie nie ciągnie, a jeśli już zacznę, to nie czuję polotu. A jeśli go poczuję dziwnym trafem, to on rwie się, jąka, zmienia kształt jak ameba lub kolory jak kameleon, wygina w lewo to w prawo, słowem – nie chce udźwignąć tekstu, a ja – nie czuję spójności. Jakby najzwyklej pewna część mózgu popadła w letarg, przestała reagować na bodźce, darowała sobie luksus tworzenia czegokolwiek, choćby od niechcenia. Wtedy zwykle ożywia się inna część, znów na kilka tygodni lub miesięcy. I zamiast pisać, chce się grać, albo biegać, albo zamknąć w sobie, albo zobaczyć coś, czego się nigdy nie widziało – jak na przykład nową czytelnię na ostatnim piętrze w bibliotece na Rajskiej.

Pogoda

Po szaleńczym wietrze dzisiaj, nastał, jak się wydaje, spokój. Ponura pogoda zmieniała się szybko. Dwa, trzy fragmenty dzisiejszego dnia nadawały się świetnie na wędrówkę z aparatem wśród pól. Nie zdążyłem.

W domu odczuwanie dzieci nie ustaje. Oraz świadomość, że drobne, codzienne chwile układają się w nich w matrycę na życie. To utwory muzyczne, kojarzone choćby jak dziś z paskudną pogodą, wspólne prace (przewlekanie pościeli), kłótnie i następujące po tym porozumienia, czy nawet zwykła nuda spędzana razem.


Obrazy

Obrazy, zapachy z dzieciństwa nachodzą, szczególnie przy zmianach pór roku. Chłód ostrego powietrza w nozdrzach i wnet widok Wisły, jej "bulwarów", w jesiennej szarówce samotności. Napiętnowany pięknym dzieciństwem, który dokonało się w socjalistycznym bałaganie, uważam ten bałagan za mój. A wymuskane twarze, lśniące ściany centrów handlowych, błyszczące samochody – są nie z mojego świata.

Tam, gdzie kończy się osiedle i garaże, ktoś pali ogień, nosi wyschnięte trawy i chrust, aby rozniecić ogień. Ale nie po to, by piec kiełbaski. Piecze… kabel. W zasadzie – opala go. Ponieważ w punkcie skupu przyjmują kabel bez izolacji, więc trzeba ją usunąć samemu. Mężczyzna ocenia, że w zwoju, który tkwi tam, między trawami, w płomieniach i dymie, jest jakieś czterysta złotych.

Albo zdjęcie poniżej. Pochodzi ze stycznia 2005 roku.

To jest woźnica dorożki na krakowskim Rynku Głównym. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo i jak szybko zmienia się rzeczywistość wokół nas. Dziś takiego woźnicy już się nie spotka.

W Polsce zachodzą gigantyczne zmiany. To jest czas dla fotografów. Nawet wszechobecne absurdy – to raj dla wielu artystów i innych, zajmujących się kontaktem z rzeczywistością. Na szczęście (dla artystów), nie zanosi się na to, aby ten raj miał się szybko skończyć…