Brzozo, moja matko-rówieśniczko, otocz mnie twoim ostatnim jesiennym listkiem. Niech owinie uszy, nie chcę słyszeć moich myśli, i usta; nie mogą dowieść mojej niewinności. Chcę pozostać przy tobie, mały, na niebotycznej wysokości. Chcę spać całą zimę, może otworzyć na chwilę jedno oko, gdy świetliste skry zamrugają w oślepiającej bieli jednego z zimowych dni o niebieskim niebie. Potem spać, spać… Spać do wiosennego podmuchu, który rozwinie dziesiątki, setki, tysiące, nowych, podobnych listków. Strupieszałe truchło mojego schronienia, i ja sam, nie będziemy już wtedy istnieć.
Uciekać teraz powinienem, chyba
Czasami, nie wiadomo dlaczego, choć mógłbym się domyślać, analizować, i pewnie znalazłbym powody, bardziej lub mnie słuszne i trafione, ale uczciwie muszę powiedzieć, że do końca nigdy nie wiem dlaczego, napada mnie pewna chęć, a teraz już wiem, że skoro ją czuję, powinienem uciekać, głównie uciekać od ludzi, żeby nie przysporzyć sobie kłopotów. Gdybym jeszcze żył sam, mógłbym sobie pozwolić, ale teraz nie bardzo mogę, zresztą, skoro nawet sam nie wiem, czy ta chęć jest słuszna i ma swoje poparcie w rzeczywistości, (bo jaka jest rzeczywistość), to tym bardziej powinienem uciekać, żeby przypadkiem przez koszmarną pomyłkę nie napytać sobie biedy, sobie jak sobie, ale mojej rodzinie, poprzez, dajmy na to dość prostą przyczynę, jak kłopoty ze zdobyciem odpowiedniej ilości tak zwanych środków do życia.
Mowa o chęci mówienia prawdy, albo – tak zwanej prawdy, takiej, jaką ja ją postrzegam – o innych ludziach. Począwszy od tak banalnego przykładu, jak dzisiaj w autobusie, w drodze powrotnej z pracy, gdy z rzędów poza mną zaczął docierać do mnie wyraźny zapach czy to gorzelni czy browaru. Przez chwilę rozważałem i próbowałem sobie wyobrazić, co by było gdybym tak po prostu odwrócił się i powiedział to, co myślę. Na szczęście rozsądek, a może raczej kiepskie samopoczucie, pozwoliło mi wybrać wyjście ucieczki, przesiadając się dwa rzędy dalej. No i trzeba to uznać za zwycięstwo, bo owi chłopcy, jak się okazało, zaczęli się przeciskać do wyjścia dokładnie w momencie, kiedy i ja zacząłem to robić, co oznaczało, że pochodzimy z tego samego miasteczka; ucieszyłem się nawet, że ktoś zapobiegliwy ustawił na tym przystanku bez wiaty, w środku pustego chodnika, kosz na śmieci, bo ulżyli swoim dłoniom wrzucając tam po kolei puste już puszki.
Istota współżycia wymaga jednak, aby nie mówić tego, co się widzi, wobec tej osoby, u której się to widzi. Głównie dlatego, że w większości przypadków, ta osoba i tak już wie, co widzą inni, ale dla jakichś najwyraźniej wyższych celów i powodów, w przypadku, gdy padną słowa o owej wiedzy, stanowczo zaprzecza, udowadnia coś zupełnie przeciwnego, czym, a znam siebie, powoduje tylko moje rozsierdzenie i coraz większy nacisk, a potem wściekłość. Bo dlaczego ktoś, zaprzeczając oczywistym oczywistościom, na własne życzenie tylko bardziej się pogrąża, a cóż może być bardziej żałosnego nad podziwianie "nowych szat cesarza" w momencie, gdy jest on przecież nagi.
Ale jest i inne mówienie prawdy, i trudno się mu oprzeć, nawet gdy podskórnie czuję, że jest destrukcyjne i niesprawiedliwe wręcz; wobec osób, które niczego złego mi nie zrobiły, zawsze były nad wyraz przyjazne i cierpliwe, ale ja tym bardzie, niekiedy, wyciągam te jakieś niedokładności, niedoskonałości, potknięcia, żeby bezlitośnie przetestować tę cierpliwość, dobroć, dotrzeć do ich końca, czyli w efekcie, zaprzeczyć. Tak, lepiej uciekać.
Ioana
Paulina
To bohaterka notki Trudno wyrazić…, siedziała z tyłu w samochodzie osobowym, gdy najechał na niego autobus. Od 27 grudnia jest poprawa. To znaczy, że słyszy i widzi, odpowiada natomiast mrugnięciem oczu oraz ledwo dostrzegalnym ruchem palców. Cóż więcej można napisać… Macie wyobraźnię, to spróbujcie sobie wyobrazić uczucia kochających rodziców, mnóstwa przyjaciół i znajomych. Dziś w szpitalu była do niej kolejka, musieliśmy odczekać aby ją odwiedzić… Gdyby można było siły tych wszystkich ludzi połączyć…
Znów sen
Równo poustawiane łóżka na długiej sali. Sala jakby nie miała ścian. Łóżka są szpitalne, z mechanizmami, które pozwalają na podnoszenie, pochylanie… Nie pamiętam, czy na innych łóżkach był ktoś, ale na jednym z nich, w rzędzie tym dalszym ode mnie, leżał wujek Józef. Nie leżał, zginał się z bólu. Wokół łóżka stała najbliższa rodzina, w milczeniu i nieruchomo. On podnosił się, opadał, i wydawał dźwięki, które człowiek w takim stanie wydaje. Przechodziłem w odległości dwóch rzędów, mając w oczach obraz jakby powolny przejazd kamery w kiepskim serialu. Trwało to długo, wreszcie wujek opadł i znieruchomiał. Wtedy oni powoli naciągnęli na niego prześcieradło…
Tudno wyrazić…
Znów niedobrze. W niedzielę wieczorem, w pracy, odebrałem telefon. Przyjaciele w szpitalu, najgorzej z najmłodszą… Siedziała z tyłu, siła uderzenia była tak duża, że patrząc na zdjęcia, trudno uwierzyć, że to było auto typu kombi. Skręcali w lewo na skrzyżowaniu, z tyłu najechał autobus. Tyle dobrze, że koła osobówki nie były skręcone w lewo, i auto nie dostało by się pod nadjeżdżających z przeciwka. Kierowca przy uderzeniu stracił przytomność, ma wstrząs mózgu. Dziewczyna siedząca z tyłu – połamaną w kilku miejscach miednicę, pękniętą czaszkę i złamaną szczękę, krwiak mózgu, zerwane kręgi. Jest ciągle nieprzytomna i lekarze jeszcze nie potrafią powiedzieć nic o jej przyszłości. Wypadek zdarzył się prawie na oczach ich rodziców, którzy jechali przed nimi i wcześniej skręcili w lewo.
Pierwszej pomocy udzielił zespół karetki, która właśnie przejeżdżała. Mieli co prawda pacjenta, ale nie w tak dramatycznym stanie. Pewnie temu możemy zawdzięczać, że Paulina jeszcze żyje…
Piszę o tym tak dokładnie, bo przede wszystkim jest to dla mnie przestroga. Uderzenie było potworne, to nie jakaś stłuczka, w której ktoś "nie wyhamował". Tutaj autobus albo jechał bardzo szybko, albo kierowca się dramatycznie zagapił. Droga w tym miejscu prowadzi po pagórkach, ale nie takich, aby ograniczały widoczność do mniej niż 150 metrów. Zdjęcia pokazują, że szosa jest sucha. Skręcający czekali przez chwilę, więc nie był to nagły manewr skrętu w lewo, zresztą przed nimi skręcił samochód ich rodziców. Wiele wskazuje na to, że było to jakieś koszmarne niedopatrzenie, zagapienie.
Tego najbardziej się boję – że jadąc nie popatrzę na drogę, zapomnę coś sprawdzić w lusterku, popatrzeć w lewo lub w prawo. Albo po prostu pomyślę sobie o niebieskich migdałach. Zresztą sporo groźnych sytuacji powstaje właśnie wtedy, kiedy "w niewłaściwym momencie" popatrzy się w lusterko, albo chce zmienić stację radiową…
Uważajcie, ludzie, uważajcie…
Zdjęcia pochodzą z portalu mojawieliczka.pl, gdzie została umieszczona notka o wypadku