Szum sensu

Tak często chcę pisać o dzieciństwie. Tak, jak teraz, gdy odgłos wody grzejącej się w bojlerze, przypomina mi syczenie gotowanych ziemniaków, w żelaznych garnkach, z uchylonymi pokrywkami. Babcia stawiała je na węglowym, kaflowym piecu w rogu ciasnej kuchni. Ten odgłos nas uspokajał – mnie i Krzyśka, brata ciotecznego, gdy bawiliśmy się w przedpokoju, albo usypialiśmy.

Teraz powiedziałbym, że w tym szumie jest cały świat. Uzasadniłbym to fizycznie, astronomicznie, psychologicznie. Ten szum powstaje w trakcie stochastycznego procesu przeciskania się cząsteczek wody, uruchamianego przez nagrzany metal – grzałkę bojlera. Zawiera w sobie nieskończone spektrum częstotliwości, zmieniające się w nieprzewidywalny sposób, choć w pewnym określonym przedziale. I tak dalej…

I tak dalej…
Zdaję sobie sprawę z bezużyteczności tej wiedzy. Nie dlatego, że nie można jej wykorzystać do zarabiania pieniędzy ani poprawy codziennego bytu (choć kto wie…). Ala dlatego, że ta wiedza nie tłumaczy niczego naprawdę istotnego. I oczywiście nie chodzi tu o przypadek gotujących się kartofli. Tylko o sens tego wszystkiego, czego się podejmujemy.

Czy jest możliwe, że dziesiątki i setki drobnych rzeczy, które w codziennym kontekście mają swoje drobne sensy, i składają się w sens trochę większy, a te większe sensy – w jeszcze większe… Otóż – czy jest możliwe, że na końcu, na szczycie piramidy sensów – brak sensu nadrzędnego, ostatecznego?

Innymi słowy – wstawiamy ziemniaki do gotowania, bo trzeba jeść. To ma sens. Grzejemy wodę w bojlerze, żeby się myć. Też sensowne. Idziemy do szkoły, żeby móc później zarobić na utrzymanie i przeżyć. Kochamy, bo bez kochania trudno żyć. Poprawiamy warunki życia. "Jako już coś robić, to z sensem" mówimy. Na ile jest prawdopodobne to, że to wszystko razem wzięte – ostatecznie nie ma sensu…

Ale nawet określenie prawdopodobieństwa nie załatwia problemu. Bo to chce się po prostu wiedzieć, a nie przypuszczać. Przypuszczenie nie załatwia problemu.

(dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca tego tekstu, pytanie, czy Wasz wysiłek miał jakikolwiek… ….)

Inspiracja

Inspiracja. Czym ona jest… Przygotowując kazanie na Wielkanoc, słyszę w sobie głos kaznodziei, którego pamiętam z lat dziecięcych i kiedy byłem nastolatkiem. Zawsze mnie fascynował, był inny, niż inni. Teraz, po latach, trafiłem na zbiór nagrań jego kazań z lat 60-tych. Dzisiaj, mając za sobą trochę lat pracy w teatrze, mogę ocenić jego kazania pod względem techniki, erudycji, konstrukcji przemowy. Mogę analizować przepływ napięć, uczucia. Ale ta analiza nie jest inspiracją. 

Inspiracją jest coś innego, co płynie wprost, co wymyka się opisowi. Płynę na tej fali, której nie rozumiem, ale która mnie niesie. Słysząc Twój głos, Stanisławie, wewnątrz mnie, moje myśli biegną innym torem i inaczej układają się słowa.

Cytat:

Względna literatura zawsze jest kiepską literaturą, a sztuka nieradykalna zawsze jest sztuką średniego lotu: dobry artysta nie ma innej możliwości niż mówić prawdę, i niech tę prawdę mówi radykalnie.

Ścieżka czasu

Śnieg pada na moją głowę, ramiona, niczym konfetti. Tak samo lekki, nie tak chłodny tym razem. Przymykając oczy czuję go na skroni. Wdech powietrza, mam wrażenie, jakbym mógł policzyć cząsteczki powietrza wpadające mi do nozdrzy.

Gdzie jesteś…

Konieczność podejmowania decyzji… gdy byłem dzieckiem, zdawała się czymś wymarzonym. Teraz mam jej przesyt. Konieczność oczekiwania – na odpływ emocji, na rozwój sytuacji, na przebieg czasu, który wiele wyjaśni. Gdyby tak można skoczyć od razu na koniec świata i zobaczyć, do czego to wszystko doprowadzi. Lecz nie da się. Trzeba przetrwać, przeżyć, przeczekać każdą minutę życia, doświadczyć jej sekunda po sekundzie, z każdą przebiegającą mózg myślą, drgnieniem uczuć… Których nie da się ominąć. Każdym słowem, dotknięciem, uściskiem. To wijąca się wraz z czasem ścieżka, którą przebieg zdarzeń wypala w naszych głowach… Ścieżka, czasem biegnąca lekko, jak bosa dziewczyna po wiosennej łące. Czasem jak te trawy, wypalane, z bólem, pozostawia pogorzelisko.

Czy mnie rozumiesz..?

Unik, zwód, udawanie, ignorowanie – to odruchy obronne. To, co kiedyś u innych doprowadzało mnie do rozpaczy i wściekłości, odzywa się w końcu i u mnie. Przerażające, bo teraz trzeba im wybaczyć, i przyznać, że nie mam prawa ani do potępienia ani do stosowania tych samych metod.

Co dla Ciebie znaczę?

Gdyby tak dobrze zastanowić się nad tym, jakie decyzje należy podjąć, to okaże się, że większość z nich już sama się podjęła. To znaczy podjęliśmy je my sami, dawno temu, tylko że wtedy jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy.

A może po prostu, znów… za mało spałem. I świat wydałby się prostszy…

Prostsze

Życie stało się prostsze odkąd przestałem próbować wszystko sobie tłumaczyć, układać, szufladkować, planować, kontrolować plany i ich realizację. Może tylko obserwuję wzmożone objawy choleryka, ale na razie tłumaczę sobie to nadchodzącą wiosną. Ale może być też tak, że podchodząc mniej intelektualnie a bardziej emocjonalnie, dopuszczam do głosu drzemiącego we mnie choleryka. No, ale miałem nie analizować, więc przestaję już. 

Czy to już istota?

Myślisz, że jesteś w średnim wieku, szaleństwa młodości za tobą teraz najważniejsze to zarabiać pieniądze i dzieci dochować do dorosłości. Myślisz, że już nie oczekujesz ciekawego życia, nuda, rutyna – toż to chleb powszedni. A mylisz się dramatycznie. Bo znów teraz, nie po raz pierwszy, otwiera się przed tobą nowy świat, tym razem nie górskich wędrówek, komputerowego programowania czy zabaw z dźwiękiem i obrazem. Świat ludzi. Znaczenia nabierają przedmioty, ułożone na czyjejś domowej półce, albo kogoś powszedni strój, na który nie zwracałeś szczególnej uwagi. Nie mówiąc o ludzkich gestach, intonacji głosu. Nie mówiąc o całej tej mieszaninie słów, uczuć, czynów – tego konglomeratu, tak różnego dla różnych postaci. Wydaje ci się, że mógłbym godzinami patrzeć, jak ułożone jest czyjeś mieszkanie, biuro, samochód – i nie widząc ich właścicieli – napisać o nich książkę.
Czy to może początki dostrzegania problemu, zwanego – życiem?

Nad parapetem

Nad parapetem – wiszące krople. Dlaczego nie przychodzi odwilż? Ale byle nie nagle, lepiej – powoli. Zmęczone rynny… Rynny – jaki banał. A jednak – zmęczone rynny, skute lodem, na granicy oberwania. Cóż rynny, a cóż dach. Dziwne – jeszcze nie padł.

Widzę cię wśród postaci na Floriańskiej. Zginasz się lekko, w twojej długiej kurtce, przechodząc między bruzdami śniegu. A ludzie to nawet ubierają gumowce. Gustowne gumowce, bo to centrum starego miasta. Ludzie teraz wszystko ubierają…

Małe dłonie Sary, sprawnie lepiące plastelinę. Powinna iść spać, a jak zwykle – ociąga. "Tatuś, przeczytaj jeszcze kawałek" – sprytna, przekonuje do końca, i z uśmiechem. "No dobrze, jeszcze akapit".

Miałeś iść spać przed 23, ale jak zwykle, durny ty. To chociaż zetrzyj te krople, nad parapetem.

Ściskać!

Witaj Piotr!

Marta jest tak zajęta, że powierzyła mnie odpowiedź Tobie. Wiesz, wielu pacjentów…
Na pewno nie będę tak fachowy w słowach i pewnie dołożę coś od siebie, ale może nawet z pożytkiem. Rozmawialiśmy dzisiaj przy śniadaniu i przekazuję Tobie.

Odpowiedź brzmi – ściskać, jak najbardziej. Potrzeba bycia ściskanym tkwi w każdym człowieku, bez względu na to, czy był ściskany czy nie. Co więcej, ci co nie byli, tym bardziej do tego tęsknią później. Ale ponieważ nie byli, więc nie bardzo wiedzą i umieją, jak się do tego zabrać, i jak sprawić, żeby być ściskanym. To rodzi tym większe problemy, bo z jednej strony bardzo tego chcą, a z drugiej – nie wiedzą, jak to zrealizować. Brak wzorców, odruchów, poczucie winy, niskiej wartości – tego, że nie zasługują. Co próbują nadrobić w innych dziedzinach, dowartościować siebie. Niestety, substytut ściskania nie istnieje. Więc próbują siebie przekonać, że im to nie jest potrzebne… No sam widzisz, droga bez wyjścia.

Twoje dzieci, będąc ściskane w dzieciństwie, dadzą sobie radę później! Przede wszystkim łatwiej znajdą, poczują i dogadają się z podobnymi sobie. Mniej będą podatne na uroki "nieściskających", same – bardziej stabilne uczuciowo i zdolne do "ściskania innych".

Myślę, że nie musisz się obawiać. Zresztą, życie zawsze przyniesie coś równie ciekawego, co stresującego, nie martw się na zapas :-)))

Jakbyś pomyślał o jednym wieczorze z "sześcioraczkami" – mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze te zestawy z kuflem – to byłoby miło, dokończylibyśmy rozmowę na ten i jeszcze inne tematy 😉

Trzymaj się, i nie daj się złapać (hehe, przy Twojej jeździe to będzie prędzej czy później). Pozdrawiam, Paweł.

pamiętam… szorstkie… tuliły…



odkąd pamiętam tu byłeś pachniało ziołami


nad twoją głową pszczoły przyjazne latały


pamiętam dłonie szorstkie jak tuliły


głaskałeś na dobranoc po pleckach małych



woskiem wtedy pachniał dom


wieczornej twej modlitwy słyszałem szept


anioły rozgościły się


bezpieczny Bóg darował sen



dzisiaj w słuchawce słyszę twój słabszy głos


mówisz że bliżej granicy jesteś już blisko


pełen pokory patrzysz za siebie


tyle w życiu niosłeś a jesteś



lekki coraz lżejszy jak ptak


do niebieskiego domu jakbyś już go znał


stół zastawiony jest


i drzwi już tam otwarte są

Lekki jak ptak


muzyka/słowa: mateusz otremba

Staniesz w szpalerze

Drzewa spokojniejsze. Bo choć wciąż mróz, to dzisiejsze słońce ulżyło ich ciężarom. Podniosłe, odetchnięte… Gdy staniesz w ich szpalerze, choćby tych przydrożnych, nie usłyszysz, ale poczujesz westchnienie. "Przetrwałyśmy", może okaleczone. Zmierzasz ciemną drogą – pochylają się nad, ubrane w pozostałości lodowych rękawic, błyszczących radośnie za dnia, tajemniczych – nocą.


Brak wzburzenia

Wytężona praca nie sprzyja górnolotnym wpisom do bloga. A za nimi tęsknię. Zamiast wydobywania z siebie – raczej przetwarzam to, co dociera do mnie z otaczającego świata. Przetwarzam na konkretne potrzeby, można rzec – zamówienia, i nie jest to "górnolotne przetwarzanie" 😉

Cóż napisać? Każde rozpoczęte zdanie wydaje się, że już było… Może brakuje mi buntu, sprzeciwu…? Wobec oczywistości wyznawanych przez innych ludzi. Oczywistości, które dla np. pisarza są ogromnie ciasne, na tyle ogromnie, że dysonans powoduje szaleństwo. "Wzburzenie pcha mnie do papieru" – "szaleje" bohater Gombrowicza. Nie, dziś nawet nie ma wzburzenia…


… zmęczyłem się tymi rozważaniami. Jutro dzień pełen fizycznej pracy przede wszystkim. Za oknem – szumią w oddali ciężarówki. Mamy prąd – to powinno wystarczyć, by być szczęśliwym… Tyka zegar, w ciszy.