Sara i Beniamin. Jedziemy na Małe Skrzyczne.
Jadę na nartach. Mam Volki z wiązaniami Salomon, kupione za jakieś marne pieniądze, bo znajomy z mojego miasteczka przywozi takie z innych krajów, wypełniając całą furgonetkę. Chce mi się śmiać, ale nie potrafię tego dobrze tego wyjaśnić. Trzydzieści lat temu zaczynałem się uczyć jazdy na nartach, mając polski sprzęt Polsport Compact i wiązania Gamma. Narty były dla mnie za długie, ale takie udało się kupić. Wtedy też nie miałem pojęcia, co to narty carvingowe. Jazda na stokach w Polsce była walką o przetrwanie, bo nie znaliśmy pojęcia utrzymanie trasy.
Na zachodni sprzęt narciarski patrzyliśmy nawet nie z zazdrością, tylko podziwiając lśniące plastiki o pastelowych kolorach, pogodzeni z tym, że nie możemy go mieć. Było fajnie.
Dziś mam sprzęt i tak lepszy od tego, o którym kiedyś marzyłem. Te narty, których ktoś już nie chciał, po naostrzeniu jeżdżą genialnie w porównaniu do moich sprzed trzydziestu lat. I tak sobie myślę, że niczego więcej mi nie trzeba. Z pewnością nowe Volki z kolekcji 2014/2015 w cenie 3499, przecenione z 4999, biją moje na głowę. Ale wcale mnie to nie interesuje i chyba to mnie tak śmieszy.