Co jakiś czas Wiesiek spotyka się z twierdzeniami, że kobiet nie da się zrozumieć. Wiesiek opowiada mi o tym ze zgrozą w głosie szczególnie wtedy, gdy zdanie kobiet nie można zrozumieć wypowiedział w jego obecności mężczyzna. Wiesiek przychodzi do mnie o północy albo nad ranem i nie bacząc, czym się zajmuję, czy akurat się kładę albo czy nie mam zamiaru jeszcze wstać, pomstuje: „ja wtedy takiemu mówię, żeby zapytał jakąś kobietę, czy ona sama siebie rozumie”.
Wiem, o co mu chodzi. Dręczy go podejrzenie, że jesteśmy gorsi, bo czegoś nie rozumiemy, albo nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Wiesiek nie zauważył, że kwestia „tego nie zrozumiesz”, owo uniwersalne zakończenie co bardziej emocjonującej rozmowy, nie ma sensu stricte, a raczej jest przyznaniem się do niemocy. To trzeba czytać między wierszami, albo po prostu wiedzieć.
Próbuję Wieśkowi czasem tłumaczyć, że owa rzekoma niepoznawalność kobiet nie bierze się z faktycznej niepoznawalności, lecz raczej z o wiele większych niż nasze, męskie, umiejętności kamuflażu. A kamuflaż nie wynika znów ze złośliwości, sprytu, prób wymanewrowania męskiej części rodzaju ludzkiego, ale z desperackiej potrzeby podtrzymania własnego wizerunku: „cokolwiek by się działo, mam wyglądać pięknie”. Lecz tłumaczenia w takich chwilach na niewiele się zdają, po prostu muszę przeczekać, zupełnie jakby Wiesiek był wtedy kobietą. Oczywiście nie wspominam mu o tym, żeby nie przepełniać czary.
A i tak, kiedy Wiesiek ochłonie, wypomina mi moje słowa, mówiąc krótko: naiwność. Czytam jednak między wierszami, że to tylko papierowy rewanż za moją krytykę.