Okno w sypialni jest uchylone, dlatego wpada przez nie dźwięk. Ten sam, co zawsze, z drugiej strony ulicy; agregat chłodniczy. To znak, że można już zasypiać.
Pod koniec dnia sensy życia rozchodzą się, jak ból mięśni, który przestaje się czuć, ze zbytniego zmęczenia. Jak okiem sięgnąć, w każdym miejscu mieszkania pozostało tak wiele do zrobienia, mimo popołudniowych i wieczornych porządków. Umyć okna, ale cóż to jest umyć okna wobec wszystkich potrzeb uporządkowania, które czekają na swoje zaspokojenie? Odkurzyć! Ale cóż to jest odkurzyć? To zaledwie. Tylko. Poukładać, ale jak i gdzie?
Obrastamy w kolejne przedmioty, drobne i większe, często niedrogie, dlatego je kupujemy. Lecz dla każdego z nich trzeba znaleźć miejsce. Kupowanie staje się zmorą, bo szybko stwarza problem. Na próżno ślemy apele do samych siebie, do dziadków, gości przychodzących na urodziny – nie kupujcie już! Nie mamy gdzie ustawiać, chować tych wszystkich rzeczy, które nam dajecie.
Czasem przychodzi mi na myśl takie oto podsumowanie naszych czasów: wiek sprzeczności. Chcemy mieć jak najwięcej, ale im więcej mamy, tym mamy mniej. Cieszymy się wolnością o jakiej nie marzyli nasi przodkowie, ale czujemy się coraz bardziej zniewoleni.
A może to tylko taka pora, bo już po północy. Właśnie wtedy sensy życia przestają być jasno określone, uchwytne. Głupie pytania (po co ja tym wszystkim się zajmuję?) przychodzą na myśl, bo jest po prostu późno. Zanim więc powstanie daremna teoria tłumacząca sens zanikania sensów, może warto się położyć i usnąć natychmiast, nawet bez zamykania oczu.