Samobójczej odwagi

Pewna dziewczyna z obsługi muzeum posiadała dość dobrą wiedzę na temat malarstwa. Na tyle dobrą, że potrafiła wyliczyć niedoskonałości, niekonsekwencje i inne wady na obrazach, które wisiały w salach, które ona pilnowała. Patrzyła na zwiedzających, jak zachwycają się dziełami, a w głębi duszy myślała sobie, że ci ludzie nie znają się na malarstwie. Bo gdyby się znali, to by się tak nie zachwycali.

Kiedy stała w kącie, albo przechadzała się poważnym krokiem między gośćmi muzeum, przypominała sobie nieraz malarskie opracowania krytyczne. Konkretne akapity i sformułowania, demaskujące praktyki malarzy. Dziewczyna była nawet pewna, że sama potrafiłaby malować. I że pewnego dnia jej obrazy zawisną w muzeum, może nie tym akurat, ale na pewno gdzieś na wystawie.

Pilnując wystaw miała dużo czasu, i być może układała w myślach plany na kolejne swoje prace. Ale tego nikt nie wiedział i nie mógł być pewien. Może dziewczyna, kończąc pracę, wchodziła do swojej pracowni i spędzała tam długie, nocne godziny. Lecz nigdy nikt nie widział jej prac. Dlaczego?

Bycie artystą to tylko w niewielkiej części wyrażanie siebie – ciągłe, nieprzerwane, wręcz przymus, który nie pozwala spocząć. Bycie artystą to głównie pokazywanie tego, co się stworzyło, a tym samym – wstawienie siebie na ogląd publiczny. To duchowy ekshibicjonizm, to pokazywanie siebie – bezbronnego i wystawionego na ciosy. Aby się na to zdobyć tego trzeba albo głupoty i ignorancji, albo dziecięcej niewinności, wręcz naiwności, albo samobójczej odwagi. Dziewczyna z muzeum nie miała wystarczająco dużo żadnej z tych cech.

Zając

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *