Pamiętam, na sali pooperacyjnej było zimno. Nie od razu zdałem sobie z tego sprawę, nawet nie od razu po tym, jak doszedłem do świadomości. Zresztą ciekawe, co się zauważa najpierw, i szkoda, że nie pamięta się tego, co się zauważyło najpierw, po obudzeniu. A kiedy jest ten moment, w którym pacjent już się obudził? Można zaryzykować stwierdzenie, że budzimy się przez całe życie, a również przez całe życie jesteśmy pacjentami, od urodzenia, gdy skalpelem tną nam pępowinę. Sen i jawa przeplatają się, i wkrótce i tak nie wiadomo, co było snem a co jawą, choć niektórym się zdaje, że dokładnie wiedzą.
Kiedy dotarło do mnie, że jest zimno, nie od razu się zmartwiłem. Miałem na głowie, a w zasadzie – w głowie – inne problemy, ale też matka nadzieja mówiła mi, że zimno jest przejściowe, bo pewnie ktoś właśnie przewietrzył, albo otworzył drzwi na korytarz. Z czasem okazało się, że na sali pooperacyjnej właśnie tak, jak teraz, jest, zdaje się, zawsze. Czyli – zimno.
To, że czuje się zimno, nie musi oznaczać, że rozumie się tego konsekwencje. Można czuć to, co tu i teraz, i niektórzy mówią, że jest to najszczęśliwszy sposób odczuwania. Niemniej jednak ludzka wyobraźnia, połączona z pamięcią, oferuje kilka wariantów bliższej i dalszej przyszłości, a który z nich wybierze świadomość, zależy chyba od chwilowego natchnienia emocjami. W każdym razie, mój stan nie pozwalał na samodzielne poprawienie sobie kołdry, cienkiej zresztą, ani na naciągnięcie koca, którego i tak nie było. Pamięć zaś podpowiadała, że skończy się to przeziębieniem, tak, jak za każdym razem, jak kończyło się to zawsze – od dzieciństwa.
A jednak nie. Mijały dni, ja ruszałem coraz śmielej różnymi częściami ciała, wracała chęć patrzenia na pokarmy, tylko ból głowy i wołania na pielęgniarkę pozostawały te same. Wtedy zacząłem tworzyć teorię, że na katar i ból gardła pomaga dziura i krwiak mózgu. Diagnoza ta nie miała większego praktycznego znaczenia, ale skoro dziura i krwiak już się zdarzyły, mogłem cieszyć się przynajmniej zdrowiem nosa, gardła, oskrzeli i płuc. Gdybym miał wybierać… ale nie mogłem.
I teraz…. Teoria przypomniała mi się ponad miesiąc temu, kiedy powrócił, powracający z regularnością, wściekły ból pleców. Ponad miesiąc minął już zmagań z kręgosłupem, i znów nie od razu zauważyłem, że mimo, że wokół kaszlną, prychają, słaniają się na nogach z chusteczkami przy twarzy, moje drogi oddechowe są czyste. Teoria jednak się sprawdza! Co więcej, pomaga nie tylko dziura i krwiak mózgu, ale również przestawienie kręgów i wypadanie jądra miażdżystego kręgosłupa! Zapisałem te obserwacje. Może się okazać, że z biegiem lat zgromadzę niezłą listę urazów, które usuwają problemy górnych dróg oddechowych.
I najnowsze potwierdzenie teorii o tym, że większy problem leczy mniejszy. Przedwczoraj wracając z basenu, nie przeczuwałem jeszcze, co mnie czeka. Dopiero budząc się rano stwierdziłem z radością, że nerw kulszowy przycichł wyraźnie, i poranna droga do WC wreszcie zaczęła przypominać wędrówkę człowieka wyprostowanego (homo erectus). Możecie wyobrazić sobie moją radość! Przełknąłem ślinę i szczękę wykrzywił piekący niczym rozpalona obręcz, ból gardła. Teraz już jestem pewien, że kręgosłup wraca do zdrowia.