Niektórzy ludzie kluczą, skrywają siebie, pozują, w końcu – milczą, nie odbierają telefonów, nie odpisują ma maile – przestają to robić nagle, bez wiadomego powodu. I trzeba stosować jakieś cyrkowe wręcz sztuki, żeby coś na to poradzić.
Nie mogłem sobie kiedyś wyobrazić, jak to jest możliwe. Ktoś nie jest w stanie wykrztusić z siebie tego, na czym mu zależy, co by chciał, co mu przeszkadza. Jak patrzę na moje dzieci, to właśnie im się to zdarza. Ale co pomyśleć, kiedy zdarza się to u ludzi pięćdziesięcioletnich?
Najlepiej byłoby być jasnowidzem, żeby zaglądnąć im do głowy i trafić w tylko im wiadome sedno.
Najłatwiej byłoby dać sobie spokój. Ale ktoś taki przychodzi za trzy miesiące i zachowuje się tak, jakby miał amnezję – jakby nie pamiętał, że to on odrzucał połączenia, nie odpowiadał na smsy i listy. Żadnego słowa wyjaśnienia, żadnego gestu porozumienia. Po prostu – dziura w pamięci. Jak tu traktować kogoś takiego poważnie, jak? Jak z nim współpracować w przyszłości? Jak mu zaufać?
Wiecie jaki jest kolejny etap? Tacy ludzie zaczynają opowiadać, że inni ich nabierają, obiecują coś i nie dotrzymują słowa, że nikt im nie pomaga, przeciwnie, przeszkadza, obmawia ich, nagle opuszcza. I naiwni nabierają się na te słowa, chcą pomóc, po czym oni właśnie doświadczają dokładnie tego – milczenia. Wkurzeni więc dają sobie spokój, a nasze „ofiary” mają kolejne „powody” do narzekań.