Spot w pochmurne dni

Wczoraj chmury przepływały nad naszą małą mieściną. Ostre słońce przezierało nielicznymi otworami, otoczonymi przez jasne, prawie białe kłęby. Kłęby przechodziły dalej w gładkie, lecz ciemne, brunatne powierzchnie. Jak reflektor wielkiego śledczego, promień słońca prześlizgiwał się po ścianach domów i bloków w kolorach nowoczesnych farb, jaskrawych. Omiatał ulice, jakby poszukując winnych, by ich naświetlić i wskazać z góry – patrzcie!

Samochodem jadę przed siebie, przede mną jasna plama, na wprost, o jedną przecznicę dalej. Mógłbym w tę przecznicę skręcić, potem w lewo i dalej w prawo, tam, z tyłu kamieniczek jest pofalowany daszek wsparty na czterech prętach, w sam raz, by się schować. Ale nie skręcam. Nie hamuję, nie przyspieszam, po prostu wjeżdżam w zalew światła i na środku ulicy zatrzymuję samochód. Otwieram drzwi, wysiadam, prostuję się i podnoszę głowę w oślepiające światło. Nikt mnie nie pogania, nikt nie trąbi. A to właśnie jest rynek, i nagle cały ruch zamiera, ludzie na chodnikach, sprzedawczynie w witrynach sklepów, parkingowy, i kierowcy zza uchylonych szyb aut spoglądają w moją stronę. Na winowajcę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *