siedziałem w sypialni u dzieci. Choćby po to, by słyszeć ich oddech, śpiących, który przypomina mi o tym, że dziś rano pisałem z córką wypracowanie, a z synem – byłem w parku na rowerach.
Pamiętam, jak usiadł na ławce i zaczął o czymś myśleć. I mnie się pomyślało, że to jego myślenie wymyka się wszelkim reżyserskim zabiegom, planom, manipulacjom. Że ja, jako ojciec mojego syna, mogę w tym zamyśleniu uczestniczyć tylko w domyśle, że stykam się z tajemnicą. Że mogę mieć o niej pojęcie, ale niezbyt duże, i że mogę ją wesprzeć, ale nie za bardzo.
Pozostaje przekonanie, że w sumie jesteśmy podobni, i że jeśli nawet nie wiemy, jak to jest, o czym właśnie myślimy, co przeżywamy, to w sumie nie jesteśmy daleko od siebie.