Zidiocieć (o ile to się jeszcze nie dokonało)

Od taty dostałem czapkę z daszkiem. Mam ich cztery, pozostałe zgubiłem. Ta jest zgrabna, z jeansu, z napisem Selénia Motor Oil.

Z takim napisem – gdzie ja się będę mógł pokazać? Pożyczyłem więc od żony malutkie nożyczki pielęgnacyjne ("i tak ich nie używam"), zorganizowałem lampkę halogenową nad stołem w kuchni, kubeczek na ścinki (przecież wczoraj tu odkurzałem) i skoncentrowawszy zmysły zacząłem odpruwać akcent nad "é". Poszło gładko, nie tak, jak przy ostatnim odpruwaniu (które Wam zresztą relacjonowałem). Więc…. dalej!

No to dalej. Najbardziej denerwujący jest wyraz "oil", potem "motor". "Selenia" mogłaby zostać, więc odpruję na końcu. Towarzyszy mi słodki zapach wyrzutów sumienia, bo w domu przygotowania do urodzin dzieci, syn kaszle częściej niż mówi (rzadkość), ja rozbabrałem do połowy tłumaczenie tekstu z rumuńskiego na polski (miało być na wczoraj), mam też przygotować referat (dopiero na za tygodzień…), za miesiąc pracuję na obozie fotograficznym, do którego jeszcze nie zacząłem solidnych przygotowań. Nie wspomnę o zadaniach mojej żony, w których mógłbym ją wspomóc zamiast dziergać tę głupotę.

Ale dziergam, pod lampą, bezwstydnie w kuchni, w centrum życia rodziny, od razu nadstawiając pierś na krytyczne ciosy (dziwnie nie nadchodzą, oczekuje się, że sam się zreflektuję), dziergam z bezmyślną radością, do której wstyd się przyznać: że nie muszę składać polskich zdań z rumuńskich (szyk przestawny w stosunku do polskiego), czuć tępego bólu pustki w chwilach, gdy powinienem mieć natchnienie (referat i warsztaty fotograficzne), i że przecież mogę w każdej chwili przerwać to kretyńskie, matołowate, cepowate, bałwańskie, gamoniowate, bezmózgowe, durne i bzdurne (wiedziałem: słownik wyrazów bliskoznacznych ma tu mnóstwo propozycji), i nikomu niepotrzebne zajęcie. I tylko ode mnie zależy, kiedy to zrobię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *