Czy przedmioty mają duszę? Już tutaj kiedyś zastanawiałem się nad tym. Przedmioty zmieniają się pod wpływem obcującego z nimi człowieka. Przykłady – buty, narzędzia ręczne, instrumenty muzyczne. Chwytając w ten sam sposób za jakąś rączkę czy uchwyt sprawiamy, że dostosowuje się on do dłoni. Podobnie działa np. rozgrywanie instrumentów dętych – czyli pierwsze dźwięki, grane na nowych instrumentach w ciągu pierwszych tygodni i miesięcy. Złe rozegranie może zniszczyć instrument.
A na przykład samochody. Zmieniając właściciela – buntują się na nowy styl jazdy, i często psują się – właśnie u kogoś nowego. I ten poprzedni się dziwi – co pan, jeździłem tyle lat i nigdy mi się to albo tamto nie zdarzyło.
Każdy samochód jest inny, a już szczególnie – te z wyższej półki. Wsiadasz, i po prostu inny świat – począwszy od pociągnięcia za klamkę drzwi, a skończywszy – na temperamencie silnika, płynięciu zawieszenia, ugięć na zakrętach. Jeden jakby mówił – zrobię dla ciebie wszystko, pójdę gdzie zechcesz, wyskoczę z siebie, jeśli tylko będziesz chciał. Inny – zimny, chłodny, skalkulowany, z dystansem. Jeszcze inny – wydaje się lekki, dowcipny, bezpretensjonalny, choć z niego spory kawał metalowego cielska.
A dźwięki – to cała oddzielna partytura. Tak na przykład w moim – tylne drzwi nie są idealnie wyregulowane i tak około 70 km/h słychać leciutkie gwizdanie. Mógłbym te drzwi wyregulować, ale to gwizdanie to wypisz wymaluj – odgłos wiatru w schronisku (starym schronisku) na Hali Miziowej, pod Pilskiem, podczas zawiei śnieżnej, przy gorącej herbacie, w tłoku misiowato ubranych postaci, chwiejących się… nie nie! – chwiejących się z powodu butów narciarskich.
Samochody mają coś z ludzi. Jedne – rozpędzają się powoli, by na wyższych obrotach – nie mieć sobie równych. Gdy są spokojne, trudno je podejrzewać o niezwykłość, gdy zaczynają szaleć – są nie do poznania. I wydaje się, że ich możliwościom nie ma końca, bo im wyżej sięga pomruk silnika, tym bardziej jakby chciały oderwać od ziemi. Takie są często te benzynowe, szczególnie o zacięciu sportowym. Ich trzeba powstrzymywać na wysokich obrotach, zmienić bieg, bo w tym szaleństwie gotowe same siebie zniszczyć.
Diesel jest inny. Zwłaszcza ten nowoczesny. "Cicha moc", tak go nazywają, bo już od półtora tysiąca obrotów chce się wyrwać z karoserii, do której został zaprzęgnięty. I w miarę rozkręcania się – ciągnie zamaszyście, by jednak słabnąć na końcu. Kto przyzwyczajony do benzyny – może się srogo zawieść, gdy np. przy wyprzedzaniu zabraknie tych dwóch metrów.
Co wolę? Wolę mniej widowiskowy, powolniejszy start, ale rozwijającą się kontynuację. Że w miarę poznawania i rozkręcania się znajomości można odkrywać nowe jej atuty, zwiedzać kolejne nieznane zakamarki. Czy to jest możliwe ciągle z tym samym samochodem? Czy co chwila trzeba zmieniać na inny…