Domowe szaleństwo. Ta noga z prawej strony zdjęcia należy najprawdopodobniej do Beniamina. To nie jest pewne, bo trudno prześledzić, co działo się tamtego dnia, a w domu mogły być obecne np. kuzynki. Oprócz daty, którą automatycznie zapisuje aparat, nie wiadomo, kto fotografował. Najprawdopodobniej (to słowo będzie się tu jeszcze powtarzać) zdjęcie zrobiła babcia. Lecz mogła to być każda osoba w domu, gdyż ten efekt powstał najprawdopodobniej przez przypadek, wskutek wyłączenia w aparacie trybu fotografowania z lampą. Najprawdopodobniej osoba fotografująca dostrzegła ów problem i próbowała mimo wszystko uzyskać coś na zdjęciu. Jest mało prawdopodobne, by tak ustawionym aparatem dało się pokazać wszystko, ale to, że widać oczy Sary – to już naprawdę wiele.
Pojęcie prawdopodobieństwa, jak również przez analogię – pojęcie
nieprawdopodobieństwa, kiedyś w fotografii było obecne w dużo większym
natężeniu niż to ma miejsce dzisiaj. Dążymy do tego, aby
wyeliminować przypadkowość, by rzeczywistość stała się przewidywalna. Począwszy od prognozy pogody, skończywszy na szacowaniu zysków w następnej pięciolatce. Dotyczy to również fotografii – chcemy
otrzymywać dokładnie to, co chcemy. Lecz uporządkowanie świata i eliminacja przypadkowości odbija się
negatywnie na kreacji. Im bardziej planuje się stworzenie tego czegoś nowego, tym mniej to coś okazuje się rzeczywiście nowe.