Szczęście odejść

Chyba to jest szczęście – móc odejść w chwili, kiedy wszystko zostało poukładane, załatwione. Wyprostowane, wyjaśnione. Czegóż więcej można oczekiwać? Chciałbym odejść właśnie w takim momencie. Zanim nadpłynie następna fala spraw i problemów do załatwienia. Niech one zostaną już przyszłym pokoleniom. Odejść z przekonaniem, że zrobiłem kawał dobrej roboty, choć (z pewnością), nie wszystko było najwłaściwsze i bezbolesne (dla innych). Człowieka liczy się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy, więc oby ten koniec…
Odejść w najlepszym momencie.

Człowiek powinien odejść wtedy, kiedy zyska największą świadomość. Tak by się wydawało. Bo właśnie świadomość jest tym, co można zyskać; nie bardzo wierzę w kształtowanie charakteru (w gruncie rzeczy, zostajemy tacy sami), w dokonania życiowe (w stylu – odkrycie, wynalazek, książka, firma, most/wieżowiec, rekord Guinnessa). To, co potrafi nas zmienić, to nawet niewielka świadomość rzeczywistości – ta świadomość jest porażająca, bo bezdyskusyjna.

Ale zwykle nie odchodzi się wtedy, gdy świadomość największa. Przychodzi starość, zdziecinnienie, zapomnienie. Po co to? Żeby nie żal odejść…? Może to dla mięczaków, niepogodzonych…

Ci na zdjęciach – zwłaszcza dwóch pierwszych – jeszcze beztroscy, z niewielką świadomością… Która dopiero na nich czeka. To dla nich na razie nie powinienem odchodzić 😉 To jest jeszcze do załatwienia… ;-))

Zaczęło padać

Długo się dochodzi do odkrycia, że oskarżamy się, karzemy, samosądzimy – za sporo rzeczy, które wcale nie są złe.

Z pozdrowieniami na nowy dzień! Jeszcze jeden 🙂

(o, zaczęło padać)

Samochody jak ludzie

Czy przedmioty mają duszę? Już tutaj kiedyś zastanawiałem się nad tym. Przedmioty zmieniają się pod wpływem obcującego z nimi człowieka. Przykłady – buty, narzędzia ręczne, instrumenty muzyczne. Chwytając w ten sam sposób za jakąś rączkę czy uchwyt sprawiamy, że dostosowuje się on do dłoni. Podobnie działa np. rozgrywanie instrumentów dętych – czyli pierwsze dźwięki, grane na nowych instrumentach w ciągu pierwszych tygodni i miesięcy. Złe rozegranie może zniszczyć instrument.

A na przykład samochody. Zmieniając właściciela – buntują się na nowy styl jazdy, i często psują się – właśnie u kogoś nowego. I ten poprzedni się dziwi – co pan, jeździłem tyle lat i nigdy mi się to albo tamto nie zdarzyło.

Każdy samochód jest inny, a już szczególnie – te z wyższej półki. Wsiadasz, i po prostu inny świat – począwszy od pociągnięcia za klamkę drzwi, a skończywszy – na temperamencie silnika, płynięciu zawieszenia, ugięć na zakrętach. Jeden jakby mówił – zrobię dla ciebie wszystko, pójdę gdzie zechcesz, wyskoczę z siebie, jeśli tylko będziesz chciał. Inny – zimny, chłodny, skalkulowany, z dystansem. Jeszcze inny – wydaje się lekki, dowcipny, bezpretensjonalny, choć z niego spory kawał metalowego cielska.

A dźwięki – to cała oddzielna partytura. Tak na przykład w moim – tylne drzwi nie są idealnie wyregulowane i tak około 70 km/h słychać leciutkie gwizdanie. Mógłbym te drzwi wyregulować, ale to gwizdanie to wypisz wymaluj – odgłos wiatru w schronisku (starym schronisku) na Hali Miziowej, pod Pilskiem, podczas zawiei śnieżnej, przy gorącej herbacie, w tłoku misiowato ubranych postaci, chwiejących się… nie nie! – chwiejących się z powodu butów narciarskich.

Samochody mają coś z ludzi. Jedne – rozpędzają się powoli, by na wyższych obrotach – nie mieć sobie równych. Gdy są spokojne, trudno je podejrzewać o niezwykłość, gdy zaczynają szaleć – są nie do poznania. I wydaje się, że ich możliwościom nie ma końca, bo im wyżej sięga pomruk silnika, tym bardziej jakby chciały oderwać od ziemi. Takie są często te benzynowe, szczególnie o zacięciu sportowym. Ich trzeba powstrzymywać na wysokich obrotach, zmienić bieg, bo w tym szaleństwie gotowe same siebie zniszczyć.

Diesel jest inny. Zwłaszcza ten nowoczesny. "Cicha moc", tak go nazywają, bo już od półtora tysiąca obrotów chce się wyrwać z karoserii, do której został zaprzęgnięty. I w miarę rozkręcania się – ciągnie zamaszyście, by jednak słabnąć na końcu. Kto przyzwyczajony do benzyny – może się srogo zawieść, gdy np. przy wyprzedzaniu zabraknie tych dwóch metrów.

Co wolę? Wolę mniej widowiskowy, powolniejszy start, ale rozwijającą się kontynuację. Że w miarę poznawania i rozkręcania się znajomości można odkrywać nowe jej atuty, zwiedzać kolejne nieznane zakamarki. Czy to jest możliwe ciągle z tym samym samochodem? Czy co chwila trzeba zmieniać na inny…

Marta K.

Z pewnego pamiętnika.

17 maja 2003 roku

Dzisiaj rozpoczęła się moja wielka przygoda z Martą K. Rozpoczęła się zupełnie niespodziewanie, w sposób nie zwiastujący niczego szczególnego. Ale już wkrótce okazało się, że nie jest to zwykła znajomość, ba, nawet nie zwykła przyjaźń. Subtelność, energiczność, a jednocześnie delikatność tej nici porozumienia była zaskakująca, niespodziewana, ale nie euforyczna, dokładnie taka, jaka powinna być, żeby ta… przyjaźń, znajomość… jak to nazwać, mogła przetrwać nie tylko tygodnie i miesiące, ale lata. Dość szybko stało się jasne, że dzięki tej współpracy można porwać się na wiele. Londyn, Paryż, Nowy Jork – światowe rynki, może jeszcze nie stały otworem, ale stawały się całkiem realne, w zasięgu ręki. Oczywiście, byłyśmy przygotowane na mnóstwo pracy, wyrzeczeń, nieprzespanych nocy – w poszukiwaniu dróg wyjścia, rozwiązań problemów, które można było już rozpoznać na horyzoncie, a doświadczenie podpowiadało, że i poza horyzontem czeka jeszcze ich kolejka. Ale są sytuacje w życiu, kiedy jest się pewnym. No, prawie pewnym, żeby być uczciwym, bo nie powinno się używać słów "nigdy" i "zawsze".

Analizy, które przeprowadziłyśmy dowodziły, że się musi udać. Czy ktoś to robił już przed nami? Nie myślałyśmy o tym, to nie było dla nas ważne. Zresztą, każdy raz jest pierwszy, niepowtarzalny. Nie oglądać się w przeszłość, przyszłość jest jak jasno wytyczona ścieżka. Oczywiście nie usłana samymi różami, ścieżka ciernista. Ale jaka ulga, jaki spokój, bo to ścieżka właśnie ta, której się szukało, czekało na nią. Objawia się, prędzej czy później, warto więc w nią wierzyć, warto czekać.  

Elementy układanki same pasowały do siebie. Najpierw lista spraw do załatwienia, uruchomienia, odświeżenie znajomości, sporo z nich na pewno da się zaangażować. Zaplecze osób, to rzecz podstawowa, a tutaj świetnie się uzupełniałyśmy. Zresztą, również w planowaniu, konstruowaniu tej naszej "zmowy dziejów", wyprzedzałyśmy się, dopowiadałyśmy nawzajem swoje myśli. Przedsięwzięcie samo w sobie ma coś elektryzującego, a co dopiero, kiedy można je realizować z kimś, kogo się dobrze rozumie. Piękne po prostu, nowy rozdział, inna jakość, lepsza przyszłość…

18 [skreślone]
19 maja 2003

Pomyłka. Ta Marta K. 

Co mówią ludzie

Uczysz się, studiujesz, zgłębiasz jakąś dziedzinę, bo nie zadowala cię powierzchowność, obiegowe opinie, uproszczenia. Dociekasz, jak coś funkcjonuje, "jak jest naprawdę", gdyż to, co "mówią ludzie" zdaje się niesprawiedliwe, przynoszące szkody. Po jakimś czasie, sam nie wiesz kiedy, zaczynasz rozumieć, o co w tym czymś biega. Niestety, tego sygnałem jest uczucie, że przestajesz się rozumieć z owymi "ludźmi", pozostajesz w swoich opiniach osamotniony i niezrozumiany. Tak czasem wygląda wybór między samotnością a pozostaniem w ignorancji. 

Czy to już istota?

Myślisz, że jesteś w średnim wieku, szaleństwa młodości za tobą teraz najważniejsze to zarabiać pieniądze i dzieci dochować do dorosłości. Myślisz, że już nie oczekujesz ciekawego życia, nuda, rutyna – toż to chleb powszedni. A mylisz się dramatycznie. Bo znów teraz, nie po raz pierwszy, otwiera się przed tobą nowy świat, tym razem nie górskich wędrówek, komputerowego programowania czy zabaw z dźwiękiem i obrazem. Świat ludzi. Znaczenia nabierają przedmioty, ułożone na czyjejś domowej półce, albo kogoś powszedni strój, na który nie zwracałeś szczególnej uwagi. Nie mówiąc o ludzkich gestach, intonacji głosu. Nie mówiąc o całej tej mieszaninie słów, uczuć, czynów – tego konglomeratu, tak różnego dla różnych postaci. Wydaje ci się, że mógłbym godzinami patrzeć, jak ułożone jest czyjeś mieszkanie, biuro, samochód – i nie widząc ich właścicieli – napisać o nich książkę.
Czy to może początki dostrzegania problemu, zwanego – życiem?

Skończyłem artykuł!

Po ponad dwutygodniowej pracy miło mi ogłosić publikację
tekstu o leczeniu ortodontycznym dzieci niepełnosprawnych. Ostatecznie
tekst zamieścił portal mmKrakow.pl
. Trochę jednak o walce z jego zamieszczeniem zamierzam napisać tutaj, w którejś z następnych notek.


Mała Julia, pacjentka Krakowskiej Poradni Stomatologicznej, fot. Piotr

Artykuł można przeczytać również na moim blogu fotograficznym Patrz!.

Tajemnica

Twarze, szczególnych dla mnie, drogich mi osób… Stają przede mną, przenikają się… Jakby one wszystkie były tą samą osobą, tylko widzianą z różnych stron, w różnych momentach… Jakby wszystkie wiedziały o sobie nawzajem, i uzupełniały się. Ta osoba, złożenie wielu, zna mnie na wylot. Albo jakby one opowiadały sobie o mnie, i dlatego wiedziały wszystko – co mówiłem jednej, to ta powtórzyła drugiej. I ta druga już wie, i nie ma sensu tłumaczyć, ani ukrywać…

Jakby istniał tylko świat i ja. Świat miał jedną twarz, ustawioną naprzeciwko mojej, w jego oczy patrzę… Sam na sam. Ten świat to złożenie wszystkich mężczyzn i kobiet, z którymi coś mnie łączy. Cha, nawet kiedy mówię coś do ściany, w pustym pokoju, lecz w emocjach, mocnych, dramatycznych albo pięknych – to oni wszyscy słyszą to, i już wiedzą, i nie są już dla mnie tacy, jak przedtem. Nawet pomagają mi!

Sara do snu poprosiła o muzykę. Przyniosłem komórkę, ona usypiała z muzyką przy uchu. Sara to ja, z dzieciństwa, usypiający z radyjkiem. Dzieli nas przepaść czasu, role się zmieniły, teraz ja jestem tutaj… Dotykam tajemnicy, bo to nie jest wytłumaczalne. Gdybym jeszcze nie miał świadomości, był jak zwierzę… Po prostu przekazywał tylko geny, kontynuował gatunek… Ale do tego nie jest potrzebna świadomość. Świadomość, która teraz pyta – po co istnieje świadomość? Dlaczego? I boli, bo świadomie nie może znaleźć odpowiedzi. Odpowiedź jest gdzieś poza świadomością…? Nie wiem, nic nie wiem. Nie wiem nawet, czy obawiać się, że umrę z tą niewiedzą… 

Ślad człowieka

Coraz częściej zdaję sobie sprawę, że w kontaktach z ludźmi mniej interesuje mnie co ktoś myśli, tylko jak myśli. Innymi słowy – mniej interesuje mnie sama wiedza, bardziej – sposób, w jaki jest ułożona, jak są powiązane elementy tej wiedzy.

Ale jeszcze bardziej interesujące są uczucia. I znów, mniej ekscytujące jest co ktoś czuje, tylko jak czuje. Oczywiście, same odczucia mają najróżniejsze odcienie, domieszki i moce. Ale fascynujący jest sposób, w jaki ludzie podchodzą do siebie. A z tego wynika, jak podchodzą do innych.

I ciągle nie mogę się nadziwić, jak wiele śladów pozostawia po sobie istota ludzka – we wszystkim, czego "dotknie", na co ma jakiś wpływ. Te ślady mówią tak wiele o człowieku. Ale – uwaga! – mówią jeszcze więcej tym, którzy nie są pospieszni i kategoryczni w ocenie innych. Bo uczciwą przyjemnością jest obserwacja, nieuczciwą zaś – pochopne wyciąganie wniosków z obserwacji, zwłaszcza pobieżnych.

Ślę listy

Ślę listy – do moich przyjaciół, do ludzi, o których wiem, że się rozumiemy, że mogę napisać prawie cokolwiek i będę dobrze zrozumiany. Jakież to wspaniałe!

Kiedyś fascynowała mnie technika, programowanie, nowości. Lecz to wszystko zmienia się w takim tempie, że traci sens przywiązywanie się do tego, przejmowanie się tym, jakaś fascynacja.

Pozostaje fascynacja człowiekiem. Ludzie bywają piękni. Niezgłębiony ich czar… Nawet wtedy, kiedy sami próbują zaprzeczyć swojemu pięknu, bronią go, starają się ukryć, kluczą… Kiedy sami nie są tego pewni, rozpaczliwie bronią się, pogrążając jednocześnie. Im bardziej się bronią, tym bardziej pogrążają. Co za paradoks!

Najlepiej, gdy ludzie są sobą. Nawet, gdy cham jest chamem. Bo cóż gorszego, gdy cham próbuje grać arystokratę? Tym większy niesmak, tym większy cham. W końcu każdy ma prawo być takim, jakim jest, ale biada, gdy próbuje być kimś innym.