Teatr zza kulis

Krótki film (niecałe dwie minuty) o pracy garderobianej w Teatrze Bagatela, moja realizacja.

„Pasja” – niezwykły spektakl

Wczoraj byłem na premierze spektaklu, w którym widzowie są tak blisko aktorów, że nie sposób nie ulec akcji. Nie ma podziału na scenę i widownię. Tematem jest ewangeliczna opowieść o Jezusie, a w niej nieodłączną rolę odgrywają tłumy. Widzowie, którzy przyszli na spektakl, stają się jego niezbędnym elementem. Co więcej, mogą nawet dotknąć postaci Jezusa, ocierają się o apostołów lub uczonych w Piśmie, stają z nimi twarzą w twarz. Na tym spektaklu nie można nie poddać się emocjom.

Pasja w reż. Kathleen Ann Thompson, fot. Piotr Kubic

Reżyseria: Kathleen Ann Thompson, produkcja: Stowarzyszenie Sztukmisja. Więcej zdjęć na blogu fotograficznym

Kurhany

Pomiędzy niebem i ziemią, na pustkowiu, czekają pomniki człowieka na dzień powstania martwych. „Zbawienia Twego oczekuję, Panie”.

na Słowacji, fot. Piotr Kubic

Gdzieś pomiędzy miejscowościami Sabinov i Stará Ľubovňa, Słowacja. A może jeszcze trochę dalej…

Szybciej, bardziej intensywnie

Dwa filmiki zrobione przeze mnie w pracy, pod wpływem impulsu:

 

 

 

Refleksja – jeszcze trzy lata temu nie przypuszczałbym, że będę zamykał filmiki w czasie jednej minuty, nawet trzydziestu sekund. Pomyślałbym – czy cokolwiek można opowiedzieć w tak krótkim czasie (coś więcej niż w zwykłej reklamie)? Dać o czymś pojęcie, wywołać jakiś najprostszy przebieg emocji?

Godzę się na to, a nawet sam zaczynam tak czuć – pięć sekund, trzy sekundy, a dziesięć sekund to prawie wieczność. Szalone? Nienormalne? Do czego prowadzi?

Nasz mózg domaga się – szybciej, więcej, bardziej intensywnie. Z drugiej strony obawiam się, że nasz mózg, w pewnym momencie, po prostu się wyłączy. Doświadczałem tego wiele razy w cukrzycy – kiedy mózg się wyłącza, sam już o tym nie wie. Mózg nie daje ostrzeżenia: zostało tylko pięć sekund. Gasi światło nagle, jest za późno, by się zatrzymać.

Proza, pytania i kiepskie odpowiedzi, gdybanie

Reorganizuję mój blog fotograficzny. Piszę „fotograficzny”, ale jest w nim również dużo tekstów. Potrzebę reorganizacji widziałem od dawna, ale dopiero ostatnie dni, w których musiałem zwolnić tempo życia, bo dopadło mnie jakieś osłabienie, dały okazję do zajęcia się blogiem. Jednocześnie doświadczyłem jakiegoś olśnienia, które bez dywagacji rzuciło mnie w wir przemian.

Ponieważ blog zawiera ponad trzysta wpisów i tysiąc zdjęć, jest co reorganizować. Pojawiły się oczywiście po raz kolejny pytania o jego kształt, funkcję, potrzebę, wyraz. Nie umiem, nie mogę na razie zrezygnować z części działów, by zyskały na tym pozostałe – głównie fotografia. Jedyne wyjście, jakie mi przychodzi do głowy, to spróbować przedstawić zawartość blogu tak, aby ktokolwiek mógł znaleźć coś dla siebie. Jest miszmasz, za dużo różności, zbyt rozstrzelone. Poza tym podkusiło mnie, żeby stworzyć jeszcze jedną szufladę: Lapidarne. To krótkie notatki, obserwacje, szkice, czasem jakieś wnioski wypływające z codzienności. Dział powstał z fascynacji „Lapidariów” Ryszarda Kapuścińskiego. Nie chodzi o to, żeby naśladować, kopiować, chodzi o tworzenia nawyku zapisywania myśli.

W kwestii technicznej – kupiłem kolejne dyski, na których będę przechowywał fotografie. Patrzę na półkę – jeszcze dziś leżą tam dwa segregatory, po 200 płyt DVD każdy. To stare archiwum, przegrane już w całości na dyski. Lecz zdjęć przybywa, potrzeba nowych nośników. Na noc włączyłem kopiowanie plików, proces skończy się rano. Podczas jutrzejszej nocy kopiować się będzie kolejna partia archiwum. Trzeba zmienić układ plików na dyskach, inaczej je podzielić. Chwila nieuwagi, nieprzemyślana decyzja i mogę stracić efekty ponad dziesięcioletniej pracy.

Jak lubię zrobić coś na przekór konwenansom!

Firmy produkujące aparaty fotograficzne ścigają się o to, by ich zdjęcia były jak najostrzejsze. Ale w wielu aparatach można wyłączyć funkcję automatycznego ustawiania ostrości. I zyskać wolność.

wolność

Podróżować nie tak, jak opisują przewodniki, jak każą instrukcje obsługi. Robić coś zupełnie inaczej, po swojemu, i nie przejmować się opiniami na forach internetowych, na facebooku i tak dalej. Z różnych stron dobiegają głosy: „tak się robi”, „tylko tak się robi”. Nieprawda. Im więcej ograniczeń, wskazówek, dobrych rad, tym łatwiej zyskać wolność. Wystarczy funkcję autofocus ustawić w pozycję „off”!

——–

Dziś na placu zabaw poznałem mojego syna. Raczej – poznałem siebie, tę stronę, która była odwrócona do mnie jakby bokiem. Synak pozwolił oddać się szaleństwu. Nie, nie: pozwolił. On w ogóle nie zamierzał cenzurować swojego szaleństwa ani przez chwilę. Przy okazji: to szaleństwo nie było szkodliwe, powiedziałbym, że było nawet eleganckie. Przede wszystkim – gorące, zakręcone, rozanielone. Z jakimś chłopakiem, starszym od niego o chyba trzy lata, pogrywał zawadiacko, jakby znali się od niemowlęctwa, ale przecież nie mogli się znać, bo to inna wieś. Zresztą chłopak ten „opiekował się” swoim bratem (wszystko na to wskazuje, że bratem), w wieku trzech–czterech lat, tak jak opiekuje się starsze rodzeństwo młodszym, gdy rodzice muszą zająć się poważniejszymi sprawami. Nie ingerowałem, bo to nie moja rodzina i sprawa, lecz przypomniałem sobie, że młodsi wyrastają na silnych i samodzielnych ludzi właśnie wtedy, gdy opiekują się nimi starsi – siostra, lub pewniej – brat.

Nie rozumiem, im dłużej żyję, tym mniej kumam. I z każdej drobnej rzeczy, człowieka, spotkanego na ulicy, mógłbym pisać książkę. Na to wszystko mam jedno określenie – to, co widzę, czuję, jest po prostu niemożliwe.

Dokonało się

Odpływa ze mnie napięcie towarzyszące mi miesięcy, a w ciągu ostatnich tygodni dręczące prawie bez przerwy. Strona internetowa Jam jest, opowiadająca o powstawaniu cyklu zdjęć, została ostatniej nocy otwarta. Powoli robię porządek w notatkach – to znaczy zamykam je i przesuwam do katalogów w archiwum. Silne napięcie towarzyszące myślom, że nie zdążę, że nie dam rady, że głupie będzie to, co stworzę, teraz zamienia się powoli w nostalgię. Oba uczucia są trudne do zniesienia, ale chyba wolę to pierwsze… Choć przecież legenda powstaje dopiero po zakończeniu wydarzenia, projektu, tej harówki, ścigania się z każdą godziną, zmuszania się do zajęcia tym, czym przecież tak naprawdę chcę się zajmować, ale nie mogę akurat wtedy, kiedy jest to najbardziej potrzebne, wskazane, kiedy wreszcie trzeba dobrnąć do końca i zamknąć sprawę. A tęskni się wtedy, kiedy powstanie legenda. Legenda nie jest tym, co było. Tak naprawdę nie wiadomo, za czym się tęskni.

kaledarz „Jam jest” 2015-16

Dziękuję ludziom, którzy zafundowali mi ten stres i dzięki którym praca nad projektem, od dziś, staje się dla mnie legendą, z powodu której już tęsknię.

Widowisko artystyczne

Dziś oszalałem. Na imprezie pt. „Widowisko artystyczne dzieci i młodzieży niepełnosprawnej” zrobiłem tysiąc sześćset zdjęć, głównie dlatego, że nie mogłem się skupić i zabrakło pod koniec sił fizycznych. Wskutek tych niedomagań doszedłem do wniosku, że lepiej częściej naciskać spust, bo jest większe prawdopodobieństwo, że złapię coś sensownego. Tryb migawki przełączyłem też na „szybki”, więc szybko się zdjęcia robiło. Szybko, co znaczy w efekcie – dużo.

Basistka fot. Piotr Kubic

Basistka

 

prowadzenie

 

Pszczółka, SPN Bądźcie z nami, fot. Piotr Kubic

 

SPN Bądźcie z nami, fot. Piotr Kubic

 

SPN Bądźcie z nami, fot. Piotr Kubic



 

O przedstawieniach teatralnych nie powinno się pisać. Podobnie jak o malarstwie, fotografii, czym tym bardziej muzyce. No chyba, że już nie ma innego wyjścia, bo samo dzieło, w postaci źródłowej, jest niedostępne. Tak jak właśnie spektakl teatralny, który istnieje tylko i wyłącznie w teatrze. Każdy jego zapis audiowizualny jest już czymś innym, niż spektaklem teatralnym.

Tak więc choć kłębią mi się w głowie różne obserwacje i wnioski, nie zamierzam ich tu rozwijać. Może choć tych kilka zdjęć, które dobierałem kierując się delikatną, wspólną linią ich łączącą. Kosmosem.

 

SPN Bądźcie z nami, fot. Piotr Kubic



Podróże w wyobraźni

Tak wyraźnie zdałem sobie sprawę przed kilkoma dniami, że fotografia wymaga ode mnie po prostu przebywania w różnych miejscach. I jakby niczego więcej, na tym wstępnym etapie. Wymaga włóczenia się. Nudzenia się, tu i tam. Najlepiej, jeśli robię to (w zasadzie wygląda to tak, jakbym nie robił niczego) z pewną myślą, wykreślonym celem. Będąc w różnych miejscach zbieram w wyobraźni elementy z nich pochodzące, przymierzam je do siebie, tworzę różne konfiguracje. W wyobraźni tworzę zdjęcie – ustawiam kadr, naciskam spust, a potem patrzę na fotografię, ciągle w wyobraźni. Przykładam też tę fotografię do innych, które zrobiłem wcześniej, albo które mam dopiero zamiar zrobić. Kontemplując tę nieistniejącą jeszcze wystawę zastanawiam się, co ona wyraża. Przewieszam zdjęcia, jedne powiększam inne pomniejszam, niektóre zdejmuję ze ściany i w to miejsce powołuję do życia inne.

Szczątki na ogrodzie

W ten sposób powoli, prawie niedostrzegalnie posuwam się w pracy, której nie widać, bo to wszystko dzieje się w wyobraźni. Przechodzę różne etapy, odrzucam kolejne warianty, czasem powracam do początkowych.

Niesamowite, bo jest to podróż przez nieznaną krainę. Choć mogę przypuszczać, to nigdy nie wiem, co objawi się za chwilę, do jakiego wniosku dojdę.

Zdjęcie zmartwychwstania

Mam zrobić zdjęcie mówiące o tym, że Jezus jest zmartwychwstaniem. Pomyślałem, że spróbuję to przeprowadzić, zrealizować, zobaczyć na własne oczy. Spróbuję sam dokonać zmartwychwstania, aby poczuć choć w części to, co może czuć ON.

Kupiłem wazon, stoi obok mnie. Kupiłem też klej. Wazon jest czysty, nie nosił w sobie jeszcze nigdy wody. I nie poniesie zanim…

Zamierzam go umieścić na twardym podłożu. Ciężki młot, wiem, leży gotowy w garażu. Potem mam uderzyć tylko raz.

A potem – zebrać kawałki szkła, położyć na stoliku, który ustawię w ogrodzie, między drzewami, na których pojawiają się już pąki. Sam nie wiem, czego boję się bardziej – czy tego uderzenia młotem, czy sklejania, które przecież może się nie udać. A jeśli nie uda mi się go skleić, to nie utrzyma wody. Pozostanie martwy na zawsze…