Na suszarce

– Żeby powiesić nowe pranie, trzeba zdjąć poprzednie. Dziś tam rodzinna bielizna. I dziś robię to pewnie tylko dlatego, że Ioana haruje przy tłumaczeniu, a ja mogę zrobić coś dla domu. No i składam takie majtki dajmy na to, bluzeczki też, spodenki… Zauważyłem, że ubrania córki powoli zbliżają się w rozmiarze do ubrań żony, a nawet styl bieliźniany (np. kokardki tu i tam) staje się podobny. Slipeczki synka się różnią, bo choć bluzki czy spodnie w dużej części odziedziczył po siostrze, to majtek jednak nie. No i dobrze. No i przy suszarce dowiedziałem się czegoś o mojej rodzinie – że córka dorasta, że żona dba o to, by chłopak został chłopakiem a dziewczyna dziewczyną, że część życia codziennego kręci się bez mojego udziału (wymiana ubrań u dzieci), o czym przekonuję się w chwilach takich, jak ta. Acha – i dzisiaj jeszcze cerowałem spodnie córki.

– No toś się dowiedział! – zaśmiał się Wiesiek.
Siedzi dzisiaj taki małomówny, więc mnie napadło gadanie.
– A wiesz, jak wracam do domu z pracy i widzę, że zlew pełny i naczynie nie pomyte, okruchy ze stołu nie zebrane, pranie nie zrobione, to się cieszę – Wiesiek zaczął gadać.
– Ach tak? Cieszysz? – nie dowierzam, ale tak naprawdę się zgrywam, bo przypuszczam, o co mu chodzi.
– Cieszę.
– No to powiedz.
– Co powiedzieć.
– No dlaczego.
– Nie wiesz? Pomyśl.
– Jest późno, nie chce mi się.
– To ja powiem. Cieszę się, bo widzę, że żona potrafi być czasem i do mnie podobna.
– Że co, że tak się wściekła, że rzuciła wszystkim, czy że złapała lenia?
– Eeee tam. Że znalazła coś ciekawszego do roboty. I wiesz, ona to musi sama znaleźć, bo ja jej nigdy nie daję rady przekonać.
– A co ze zlewem?
– Jak to co. Sam się zabieram. Jasne, że nie od razu, muszę wpierw trochę pomedytować, piwo do połowy wypić. Ale w końcu się zabieram.

Podróż

Wąska niteczka drogi i gdyby się chwilę zastanowić, to niemożliwe, że czterokołowy chrząszcz, w swoim pędzie, utrzymuje się na tej tasiemce – wijącej się wśród drzew, pagórków. Po niej biegną inne chrząszcze, a może raczej szalone biedronki, nie zważając na to, że taki bieg jest szalony i że one są szalone.

Biegną chcąc uciec od wrażenia, że oddalają się od innych, by zapomnieć, że ktoś czeka, bo bardzo chcą, żeby czekał. Żeby znaleźć siebie, ten bieg to ostatnia nadzieja, że to ktoś inny to powie – kim jestem, i co dalej.


Pamięć

Moja żona właśnie siedzi naprzeciwko mnie w kuchni i mówi (po rumuńsku): "Pamięć, co oznacza pamięć?" Jest z nami cała rodzina – jej ojciec, matka, brat.

Od siódmego kwietnia jestem w Rumunii. Tutaj obchodziłem swoje czterdzieste urodziny, w które zresztą nie wierzę, i tłumaczę je sobie na różne sposoby. Zostałem bowiem na stałe dwudziestolatkiem – beztroskim i nieświadomym tego, że życie upływa i trzeba np. spoważnieć. Poważnieję tylko dlatego, że po prostu nie mam siły być tak energicznym, jak kiedyś, i że to staje się jedynym sposobem na przeżycie. Że często czuję się zmęczony – cukrzycą, tym, że muszę jakoś znosić różne swoje emocje, że wstając rano drętwieją mi na przykład nogi i kręci się w głowie. Ale do "spoważnienia" nie prowokuje mnie w ogóle mój umysł ani sposób patrzenia na świat.

Nie mogę też uwierzyć w to, że pierwszy raz stanąłem w przedpokoju tego mieszkania już szesnaście lat temu, w grudniu. To było jakby wczoraj – mówię "dzień dobry, jestem Piotr i przynoszę wam świąteczne pozdrowienia, a to dlatego, że wasza córka jest szczególną osobą, dla mnie". Tłumacz – mój rówieśnik, Rumun, tłumaczył z mojego angielskiego na rumuński nie czekając aż skończę, równolegle – tak się umówiliśmy – z czego zdał zresztą egzamin na szóstkę, bo wraz z bratem byli świetni na studiach zarówno w angielskim jak i francuskim. A teraz mieszka w Austrii i narzeka na język – a cóż to dla niego jeszcze jeden obcy?

Patrzę na moje dzieci, które snuły się dziś rumuńskimi ulicami, i oglądaliśmy muzeum zoologiczne, dotykaliśmy białego niedźwiedzia i lwa. Wiem, że niedługo wyremontują to muzeum, znikną plamy i dziury w tynku, stare gabloty, okna o wielu skrzydłach do których otwarcia trzeba drabiny, i te kręcone schody – bo są niezgodne ze obecnymi standardami budownictwa, nie mówiąc już o Unii Europejskiej. Ich dzieciństwo porównuję z moim – plaża nad Bałtykiem, Pcim pod Myślenicami, w ciemności dalekie światła na horyzoncie, gdy starą Skodą Octavią (ktoś ją pamięta?) jechaliśmy na kolejną wyprawę. W Polsce.

Rumuńskie ulice były dla mnie kiedyś całym kosmosem, przechodziłem nimi z lękiem, by ich nie naruszyć moimi myślami, by pozostały nietknięte – ja jak w skafandrze kosmicznym nie należałem do tego świata, choć chłonąłem go z drżeniem. Pozostały kosmosem do dziś – nie zrozumiałym do końca, którego trzeba przeżywać tylko nań patrząc, próbując jedynie przeglądnąć na wskroś jak przeszkloną gablotę, pozostawiając go w tym szacunku, że nigdy nie zrozumiem.

Bez wyjścia

Dziś po raz kolejny w życiu usłyszał, że jest inny niż inni, i że jego żona ma z nim z pewnością trudne życie. Co ciekawe, powiedziała mu o tym jego dentystka. Czyżby wyczytała to z jego uzębienia? Chyba tak, bo kiedy ją spytał, na czym polega ta inność, dziwność i trudność, ona odparła po namyśle, że chyba nie umie tego opisać słowami. Ciekawe, że to samo mówiła mu już jego babcia, kiedy miał dziesięć lat, a potem też jego mama.

Wieczorem, kiedy w małym miasteczku już prawie nikt nie chodzi, wziął puszkę  kupionej kiedyś przypadkowo farby w sprayu, wymknął się do bocznej uliczki, tuż przy samym rynku, i na nowo wytynkowanej ścianie napisał: "Kobiety, jak was zadowolić? Proszę o instrukcję punkt po punkcie". Bo bardzo by nie chciał, żeby miały z nim trudne życie.

Dziecko

Jest taka złość, która się rodzi, kiedy widzisz, że w kimś, kto jest twoim przewodnikiem, przełożonym, autorytetem – żyje jednak pewne niedorosłe dziecko, które czasem zaczyna się upierać, tupać nogami, i którego nie możne przekonać żadnymi racjonalnymi argumentami. Myślisz wtedy, że to jest dokładnie tak jak z dzieckiem – chodzi mu tylko o to, aby postawić na swoim.

I wiesz, że skoro jest to twój przewodnik, przełożony lub autorytet, to nie musisz i nie będziesz odpowiadać za jego błędy. Nawet, jeśli to ty zostaniesz o nie oskarżony, to będziesz mógł oskarżenie formalnie olać. Ale sam fakt, że ktoś, kto powinien być mądrzejszy od ciebie, zachowuje się jak dziecko sprawia, masz ochotę go dopaść tam w środku, dać klapsa i na niego nawrzeszczeć. Nawet jeśli tym dzieckiem jest ktoś, kto zwykle o ciebie dba i cię chroni.

O pewnej kobiecie

Oto felieton otwierający cykl moich tekstów w miesięczniku Cukrzyca. Lecz czy to o kobiecie, czy o chorobie, a może kobieta i choroba są tak do siebie podobne, że…
Aby przeczytać trzeba kliknąć na artykuł. 🙂

Oddech (2)

To, co ciągle powraca, to widok córki na śnieżnym stoku, jak pierwszy raz jedzie wyciągiem, robi pierwszy skręt na stromiźnie, rozpędza się i hamuje; z fascynacją w oczach, że oto otwiera się nowe, nieznane; bez zadawania pytań, czy to ma sens i czy należy się cieszyć. 

Bez pardonu

Powiadam Wam, ostrzegam Was, tylko nie mówcie, że Was nie ostrzegałem. Co się w życiu liczy najbardziej? Interakcja z drugim człowiekiem. Jeśli nie widzieliście swojego trzy i pół letniego syna, jak stawia pierwsze kroki na łyżwach (tak jak ja  dzisiaj tego nie wiedziałem), to chybiacie istocie swojego życia. Jeśli w ogóle nie macie dziecka, to niedostępne są dla Was obszerne, rozległe, ogromne, przepastne, ekstensywne, rozciągłe krainy Waszego życia. Żadna praca, żadne osiągnięcia, kariera, sława, pieniądze, zaangażowanie, hobby, fascynacja, pasja, namiętność, szaleństwo, inne pragnienie Wam tego nie wyrównają. Nic nie jest w stanie zastąpić uśmiechu na twarzy drugiego człowieka, tym bardziej tego, z którym możecie dzielić jego poznawanie świata – rzeczy, które od dawna znacie, ale zapomnieliście, że je znacie, dlatego musicie poznać je na nowo, i już nie tak samo, dziwiąc się, że to takie oczywiste, choć wcale zagadkowe, i takie proste, choć okropnie trudne, i że to to samo, choć coś zupełnie nowego.

Wszyscy ciągle jesteśmy dziećmi, i jeśli nie spojrzymy z godnością na młodszych od nas, to ci starsi też nie będą na nas zważać, ani Ten Najstarszy, który mimo swojej niezmiennej starości na zawsze pozostał dzieckiem.

wieczorem…

Głowa składana do poduszki ma czelność się podnosić. Zajęcia dnia, spędzane w biegu, nie pozostawiają czasu na pytanie o ich sens. Moment na to pytanie nadarza się, gdy wreszcie należy przestać myśleć o czymkolwiek.

Ostatnie dni to wytężona praca, przynosząca zadowolenie, a z drugiej strony – to jak jedzenie nałogowe czekolady – w końcu odbija się czkawką. Tutaj możecie zobaczyć moją pracę z dzisiaj. Kolejny montaż – wideo relacja. Zajęła godziny pracy, bo prowadzona równolegle z wieloma innymi sprawami koniecznymi "załatwienia". Tutaj – kolejna praca, którą się zajmuję. Z tym filmem walczyłem dzisiaj i przegrałem – żenujące, że Apple nie odtwarza dźwięku w niektórych filmach MPEG2. To woła o pomstę do nieba, ale umiem już nie zważać na takie "bzdurki". O 20:00 wieczorem zadzwonił mój telefon – to Straż Miejska znalazła kartkę z numerem za szybą mojego samochodu. W Krakowie od lat stoję na zakazie ruchu pod "moją firmą", podobnie jak kilkanaście moich kolegów i koleżanek z pracy, bo nie mam wyboru. Dojeżdżam 40 kilometrów i musiałbym kilkaset złotych miesięcznie wydać tylko na postój. Straż omija takie miejsca, chyba, że jakiś "uczciwy obywatel" zgłosi, że rażąco są naruszane przepisy. Tak, do niedawna też byłem takim obywatelem, dopóki nie zauważyłem, że władza kpi sobie z ludzi, którzy wierzą w prawa przez nią wydawane. Jedyne, w co warto wierzyć, to porozumienie człowieka z człowiekiem – z tym, z kim się spotykamy na co dzień. Strażnik też jest człowiekiem, i całe szczęście. Jedyne, co się liczy, to uśmiech i porozumienie z kimś kto zwrócił do nas swoją twarz, z kim przyszło nam funkcjonować. Cała reszta – innowacyjność, postęp, wzrost gospodarczy – to bzdura.

Zmiana mentalności

Z TokFM w tej chwili – typowy przebieg większości konfliktów – obie strony czują się zagrożone i próbują stosować siłę by bronić swoje interesy.

Gdyby choć 8-10% społeczeństwa zaczęło pracować nad sobą zamiast szukać błędów u innych, to inaczej wyglądałby świat.

Pułapka myślenia – jeśli działam w sytuacji szczególnej konieczności to uważam, że mogę zastosować środki, które nie są dozwolone. I tak np. w obronie czystości moralnej stosujemy niemoralne środki (np. podsłuchiwanie, kłamstwo, oszczerstwo), usprawiedliwiając się, że jak tylko usuniemy zło, to wrócimy do normalnych metod.