Twórczość (jeszcze, do znudzenia)

Spotkałem znajomą ze szkoły podstawowej. Spotkałem u fryzjera, to miejsce spotkań, ciągle aktualne w małomiasteczkowej przestrzeni. Chodziliśmy do równoległych klas; teraz – polonistka, aż przyjemnie posłuchać jej języka, poza tym – dusza humanisty, co subtelnościami dzielić się lubi, ot, głos wołającego na
puszczy
w małomiasteczkowej naszej przestrzeni to. No i trochę o tym i owym, w gruncie rzeczy – o literaturze, o twórczości.

Twórca nie jest zrozumiany przez jemu współczesnych, twórca musi, twórca powinien to i owo…

I jednak nie zgadzam się, zwłaszcza, że to nauczycielka. Bo jeśli dzieci tego słuchają, to może im się zakodować, że spełniając poszczególne warunki, przechodząc odpowiednie punktu programu (np. szkolnego), lub jeśli bardzo będą chcieli, to zostaną twórcami.

Problem w tym, że twórczości nie da się szukać tam, gdzie coś się powinno, coś trzeba, albo zgodnie z zasadą – jestem twórcą, gdy inni mnie nie rozumieją. Twórca po prostu nim jest albo nim nie jest, bo ma w sobie coś, albo tego nie ma. Jedyne, co można zrobić, to uwolnić to coś, jeśli to tam w środku niego jest. Zaś uwalnianie, z samej definicji, jest przeciwstawne jakiemukolwiek przymusowi czy powinności. Czyli nauczyciel, mówiąc dzieciom, że powinni być tacy lub tacy, utrudniają w efekcie drogę do twórczości.

Bo szkoła, do jasnej anielki, robi z nas krytyków, a nie twórców, a ci są sobie przeciwstawni. Zanim zdołamy cokolwiek poczuć, to szkoła już nam mówi, co powinniśmy czuć, zanim zrozumiemy, to klepiemy bezmyślnie to, co powinniśmy rozumieć. To sukcesywne, konsekwentne mordowanie twórczości.

Coś o twórczości (znowu)

Przeczytane niedawno artykuły, luźne skojarzenia, pewna sztuka teatralna – połączyły się razem. Osoby twórcze, ponadprzeciętne, genialne, wcale nie muszą się charakteryzować błyskotliwym, szybkim myśleniem, zdolnością analizy tego, co dzieje się wokół ani podzielnością uwagi. Wprost przeciwnie.

To, co dzieje się w głowie osób ponadprzeciętnie kreatywnych, może
przypominać skutki uszkodzenia mózgu przy chorobach psychicznych i
neurodegeneracyjnych…

źródło – Newsweek.pl


Pomyślałem o historii Novacento, genialnego pianisty, który porzucony jako dziecko przez rodziców emigrantów, całe życie spędził na transatlantyku. Kiedy pewien sławny i znakomity pianista wyzwał go na pojedynek, to zamiast podjąć zwyczajową walkę na fortepiany, zagrał jedną z banalnych melodyjek, którą kiedyś usłyszał i która mu się podobała, lecz zupełnie nie pasowała do sytuacji.

W mózgu ludzi nieprzeciętnie kreatywnych istnieje jakaś blokada, bariera między dopływającymi bodźcami a ich interpretacją. Kreatywny bierze do ręki banalną książkę i fascynuje się nią, ponieważ znajduje w niej coś; ale tego czegoś tam nie ma. Bo ona jest tylko wyzwalaczem myśli, którą tkwią w nim samym. Nie zdarzyło się wam nigdy np. przekręcić słów piosenki i na tej podstawie stworzyć zupełnie inną historię, niż tę o której rzeczywiście śpiewa wokalista?

Jest coś zastanawiającego w tym, że osoby krytyka i twórcy są sobie przeciwstawne. Krytyk analizuje, tymczasem analiza dla twórcy, przynajmniej w momencie tworzenia, to zjawisko obce. Oczywiście, można powiedzieć naukowo, że twórczość polega przecież na syntezie, nie na analizie, a zwykle ta druga poprzedza pierwszą. Tylko że ta wyższa, niespodziewana i zaskakująca synteza, okazująca się potem rzeczywiście słuszna, odkrywcza i często – genialnie prosta –  następuje poprzez trudny do wyśledzenia, chwilowy błysk, a nie poprzez logiczne rozumowanie, a nawet zdaje się mu początkowo zaprzeczać.

Pamiętam godziny i dnie spędzone nad oglądaniem setek różnych zdjęć, analizowaniem ich, wydawaniem opinii. Próbą odnalezienia klucza, według których zostały zrobione. Im dłużej się temu oddawałem, tym mniej robiłem zdjęć, a jeśli już próbowałem, to coraz mniej byłem z nich zadowolony.

Twórczość ma wiele pułapek, być może cała jest jedną wielką pułapką, z której szuka się wyjścia, ale gdyby to wyjście znaleźć, to twórca przestałby nim być. Być może najczęściej polega to właśnie na paradoksie, który nie daje spokoju, uwiera, wreszcie – boli bólem coraz trudniejszym do zniesienia. Rozpaczliwie, dramatycznie szukając wyjścia, twórca szarpie się, a tego efekt – to dzieło, które tworzy, które będąc wynikiem tej szarpaniny, samo w sobie jest pełne pytań, niedopowiedzeń, ślepych uliczek, nadziei, chwilowych sukcesów i nagłych porażek. Lecz dzieło pozostaje nim dlatego właśnie, że jest nieprzewidywalne dla odbiorcy, bo gdyby takie nie było, to po pierwsze – nie chciałby go nikt kontemplować, a po drugie – mogłaby je stworzyć np. maszyna licząca (komputer).

Jedną z pułapek jest to, że dzieło musi w pewien choć minimalny sposób zadowalać twórcę, tak aby on w ogóle zaczął nad nim pracę i nie przerwał jej aż do końca, choć w części satysfakcjonującego. A potem – aby go natychmiast nie zniszczył. Sama satysfakcja musi się pojawić, ale z drugiej strony może udaremnić tworzenie. Niech każdy z nas przywoła sobie z pamięci obrazy tych samozadowolonych "twórców", których efekt pracy nadaje się tylko do kosza. Nie, nie chodzi o grafomanów i im podobnych, tylko o tych, u których satysfakcja zdławiła solidną pracę.

Jeszcze o krytykach. Ambitny krytyk to dziwny konglomerat, ponieważ i on jest pewnym twórcą, materiał jednak, z którego czerpie, to twórczość kogoś innego. Zamiast oddawać się głównie analizie, pragnie również syntetyzować, a zgodnie z tym, co powiedzieliśmy, prowadzi to do efektu końcowego, który nie ma wiele wspólnego z materiałem początkowym, czyli dziełem, które poddawał krytyce.

No i dobrze! Z jednym wyjątkiem – tym, w którym on miesza z błotem materiał, z którego czerpał, który stał się dla niego wyzwalaczem, inspiracją. Bo jeśliby tylko poddawał analizie – rzetelnej, konsekwentnej – to byłoby jego prawo, jego zadanie, przywilej, wreszcie obowiązek. Ale jeśli sam aspiruje do tworzenia, to niech nie poniża swego tworzywa. To jakby rzeźbiarz pastwił się nad gliną, malarz opluwał farby, a kompozytor okładał batem fortepian.

Talent to za mało

Truizm. Mówi się jeszcze – praca. Czasem się mówi – motywacja. Tak, jakby motywację można było sobie wstrzyknąć, albo wypracować.

Twórczość to nie jest to, że ktoś coś lubi, i coś sobie tam w wolnych chwilach pisze, komponuje, maluje. Twórczość to rozpaczliwe ratowanie się przed wewnętrzną, potworną, miażdżącą siłą, której nie można usunąć, przed którą nie można uciec. To bezwzględna konieczność, nie pozostawiająca wyboru, nie dającą odpoczynku, spokojnego snu.

Czy sądzisz, że masz w sobie taką siłę? Jeśli nie, to przecież nie jest to powód do wstydu.

Nieproduktywna

Seksualność do niczego nie prowadzi. Nie jest niemoralna, tylko nieproduktywna. Człowiek może się jej oddawać w takich okresach, kiedy nie chce niczego stworzyć. Bo osobisty postęp związany jest z czystością.

Albert Camus, Notatniki 1935-1959

(Nie)Prawdobieństwo na co dzień

Domowe szaleństwo. Ta noga z prawej strony zdjęcia należy najprawdopodobniej do Beniamina. To nie jest pewne, bo trudno prześledzić, co działo się tamtego dnia, a w domu mogły być obecne np. kuzynki. Oprócz daty, którą automatycznie zapisuje aparat, nie wiadomo, kto fotografował. Najprawdopodobniej (to słowo będzie się tu jeszcze powtarzać) zdjęcie zrobiła babcia. Lecz mogła to być każda osoba w domu, gdyż ten efekt powstał najprawdopodobniej przez przypadek, wskutek wyłączenia w aparacie trybu fotografowania z lampą. Najprawdopodobniej osoba fotografująca dostrzegła ów problem i próbowała mimo wszystko uzyskać coś na zdjęciu. Jest mało prawdopodobne, by tak ustawionym aparatem dało się pokazać wszystko, ale to, że widać oczy Sary – to już naprawdę wiele.

Pojęcie prawdopodobieństwa, jak również przez analogię – pojęcie
nieprawdopodobieństwa, kiedyś w fotografii było obecne w dużo większym
natężeniu niż to ma miejsce dzisiaj. Dążymy do tego, aby
wyeliminować przypadkowość, by rzeczywistość stała się przewidywalna. Począwszy od prognozy pogody, skończywszy na szacowaniu zysków w następnej pięciolatce. Dotyczy to również fotografii – chcemy
otrzymywać dokładnie to, co chcemy. Lecz uporządkowanie świata i eliminacja przypadkowości odbija się
negatywnie na kreacji. Im bardziej planuje się stworzenie tego czegoś nowego, tym mniej to coś okazuje się rzeczywiście nowe.

Kocham moje miasteczko

Opublikowałem serię zdjęć Kocham moje miasteczko. Jedna z osób starszych ode mnie, skomentowała, że musiałem mieć trudne dzieciństwo. A ja – zupełnie przeciwnie. Na blogu fotograficznym przeciwstawiłem ostatnio dwa sposoby fotografowania. Jeden prowadzi do zdjęć ładnych, drugi – do odgrzebuje głębsze pokłady wspomnień, nastrojów, wyobraźni.
Mam problem, bo z jednej strony nie bardzo mogę znieść sterylne i/lub plastikowe zdjęcia, dzisiaj wszechobecne. Z drugiej strony – takie zdjęcia przynoszą dochód, i jestem zmuszony je robić. Mój blog fotograficzny ma spełniać funkcję reklamową, w takim razie jak mam się na nim przyznać, że lubię takie oto fotografie, jak ta powyżej lub poniżej? Kto wtedy poprosi mnie o jakąś usługę fotograficzną…?
Graffiti na bocznej ścianie garażu, z wystającymi ponad nim dwiema główkami lamp, a pod nim – złamane, zaschnięte trawy, które kształtem odpowiadają tym lampom. Jest tu symetria, z drugiej stron – kompozycja lekko diagonalna, która dodatkowo, do samego graffiti, daje dynamizm.

Albo to zdjęcie. Brama, czyli jakieś paskudne zamknięcie, w zestawieniu z przestrzenią pól – wolnością, nieograniczeniem. Oba zdjęcia silnie na mnie działają.

Czy coś jest ze mną nie tak? A może już odszedłem od rzeczywistości, zamknąłem się w kręgu własnych, ciasnych, naciąganych upodobań…? Wmawiam sobie, że w tych zdjęciach jest coś, jak 98% artystów jest przekonanych, że ich dzieła są szczytem światowej sztuki…

Brak wzburzenia

Wytężona praca nie sprzyja górnolotnym wpisom do bloga. A za nimi tęsknię. Zamiast wydobywania z siebie – raczej przetwarzam to, co dociera do mnie z otaczającego świata. Przetwarzam na konkretne potrzeby, można rzec – zamówienia, i nie jest to "górnolotne przetwarzanie" 😉

Cóż napisać? Każde rozpoczęte zdanie wydaje się, że już było… Może brakuje mi buntu, sprzeciwu…? Wobec oczywistości wyznawanych przez innych ludzi. Oczywistości, które dla np. pisarza są ogromnie ciasne, na tyle ogromnie, że dysonans powoduje szaleństwo. "Wzburzenie pcha mnie do papieru" – "szaleje" bohater Gombrowicza. Nie, dziś nawet nie ma wzburzenia…


… zmęczyłem się tymi rozważaniami. Jutro dzień pełen fizycznej pracy przede wszystkim. Za oknem – szumią w oddali ciężarówki. Mamy prąd – to powinno wystarczyć, by być szczęśliwym… Tyka zegar, w ciszy.