Blogi to nie tylko efemeryczne dzienniki nastolatek i skomercjalizowane
dzienniki pracowników różnych instytucji. Blogi to też źródło
niebanalnych opinii, bardzo odświeżających dla kogoś przyzwyczajonego
do systematycznego obcowania z dość przewidywalnymi mediami.
Oczywiście, o ile trafi się na właściwe blogi.
Dzisiaj przeczytałem jakiś stary artykuł w ComputerWorld ("Blogosfera", 4 lipca 2005 – skądinąd cenionym przeze mnie tygodniku) o blogach. Autorka Dorota Konowrocka stwierdziła,
że 80% blogów to śmieci, efekt zakompleksionych, zapatrzonych w siebie
i grafomanów-internautów, którzy niepotrzebnie marnują zasoby
internetu. W zamian autorka podała za wzór blogu – zabawne, z dowcipem i konsekwencją poruszanie tematów, może mniej związanych z refleksjami z osobistego życiem, ale za to bardzo "informacyjnych". Nawet wychowywanie dziecka można potraktować informacyjnie, a wtedy taki blog do czegoś się komuś przyda. Nie mówiąc o blogach programistów, dziennikarzy itd.
Autorce też świetne wydaje się poruszanie zagadnień polityki (omawianie osoby np. Rywina) – oczywiście w sposób zabawny i dowcipny, a przy tym – mniej standardowy niż masowe media. Według autorki dobry blog to źródło niebanalnych opinii, lecz na jakiej podstawie wysnuwanych i czy ich autorzy mają do tego kompetencje (zwłaszcza w dziedzinie polityki, gospodarki) – w to już autorka nie wnika.
Za to zwykły pamiętnik np. "o moim smutnym życiu" to wg autorki typowy przykład blogowego śmiecia.
Mała "polemika".
Blog to przede wszystkim autentyczny i osobisty przekaz człowieka. To nie jest inny rodzaj dziennika telewizyjnego. Blogi piszemy tak, jakimi sami jesteśmy. Czy nie byłaby słuszna implikacja, że jeśli 80% blogów to śmieci, to również tych 80% autorów to ludzie z problemami, uczuciami które jako śmieci nie zasługują nie tyko na uwagę, ale również na to, aby zajmowały te parę kilobajtów na serwerze?
Blogowisko to przede wszystkim miejsce spotkań ludzi – z pewnością nie genialnych, ale podobnych sobie, których łączą podobne uczucia, przeżycia. To kontakt, społeczność, choć ograniczona, ale jednak, a tym samym zasługująca na szacunek i wsparcie.
Mam dość informacji, która każdego dnia atakuje mnie ze wszystkich stron. Mam dość problemów Lwa Rywina, Kaczyńskiego, Cimoszewicza i wielu innych. Żadna, najbardziej dowcipne ich potraktowanie nie osłodzi mi tego kręgu. Siadam w moim spokojnym pokoju i otwieram bloga nie po to, żeby uczyć się jeszcze programowania, nowych sposobów obróbki zdjęć i słyszeć żadnych komentarzy o tym, że np. "paskudni Niemcy dogadali się z Rosjanami ponad naszymi głowami".
Prawdziwe życie jest zupełnie gdzie indziej. To najbliżsi ludzie, najbliżsi współpracownicy, te same drogi do pracy, te same drzwi i ściany. W prawdziwym życiu to chwila zatrzymania, refleksji, niekoniecznie "dowcipna". Życie to nie tylko dowcip, choćby najinteligentniejszy, ale też inne, mniej przyjemnie wrażenia, które równie a może nawet jeszcze bardziej wzbogacają. Nie wymieniam ich, żeby nie być posądzonym o powtarzanie sloganów i banał.
To prawda, że mało osób umie pisać pięknie. Ale nie tylko treść oraz forma jest wartością w blogu. Oprócz wspomnanej przeze mnie wartości społecznej jest jeszcze rozwój samego autora. Dzięki blogom uczymy się wyrażania siebie i kontaktu z innymi. Nikt przy zdrowych zmysłach nie nazywa raczkowania dziecka bezsensownym, banalnym i niewartym uwagi działaniem. Po prostu co dla jednego jest banałem, dla drugiego bywa odkrywcze – zawsze tak było i jeszcze długo tak będzie. Są jeszcze tacy, którzy potrafią cieszyć się z pierwszej miłości nastolatki (banalnej? nawet jeśli efemetycznej).
Podsumowując – spodziewałem się bardziej wyważonej i dogłębnej reflekcji na temat zjawiska blogów – w moim ulubionym tygodniku komputerowym