Rano najlepiej od razu zmierzyć cukier. Może być w drodze do wc, albo w samym wc. Od wyniku zależy, co dalej. Przy cukrze powyżej 160 mg/dl trzeba zaraz zaaplikować insulinę. Do posiłku pozostaje wtedy spokojnie pół godziny. Jeśli cukier jest niższy, można insulinę podać później. Jeśli jest jeszcze niższy – insulinę podaje się w trakcie jedzenia. Jeśli zaś cukier spadł poniżej 80, trzeba od razu zjeść coś słodkiego. Przy poziomie poniżej 60 mg/dl najlepiej rozpuścić glukozę w ciepłej wodzie i wypić.
W co się ubrać? To zależy od temperatury. Termometr jest w kuchni, po wschodniej stronie domu. Dlatego trzeba uwzględnić wpływ słońca. Jeśli akurat promienie padają na termometr, wynik będzie zafałszowany w górę. Potem można wybierać ubranie, oczywiście według własnego gustu, badając przy okazji, które części garderoby jeszcze nadają się do założenia, a które trzeba będzie wyprać.
Poranna toaleta to golenie i cała reszta rzeczy, wiadomo o co chodzi. Dobrze jest w tym czasie pomyśleć nad śniadaniem. Gdyby w lodówce był tylko serek, a w szafce tylko chleb, sytuacja byłaby prostsza. A tak, trzeba wybierać, a wybór, wiadomo, zabiera czas i siły.
Najlepiej jednak tuż po wstaniu postawić wodę do gotowania. Woda tutaj jest prawie białą, więc używa się filtra. Wodę z filtra wlewa się do czajnika za pomocą lejka, żeby się nie rozlewało. Aha, wcześniej należy wylać zimną, przegotowaną wodę z czajnika, do naczynia. Po zapaleniu gazu pod czajnikiem do filtra trzeba od razu nalać świeżej wody, żeby nie wysechł. Najlepiej też teraz zdecydować, czy zalewać się będzie tylko jeden kubek herbaty, czy cały dzbanek. Trzeba zapytać resztę rodziny, choć oni zwykle piją samą wodę, ale czasem zatęsknią za czymś innym, a wtedy jest już za późno.
Z chlebaka wyjmuje się pieczywo, z półki niżej – talerze. Obok jest szuflada ze sztućcami, potrzebne będą widelce oraz noże stołowe. Nóż do krojenia jest inny, zwykle tkwi w stojaku na sztućce, obok zlewu. Teraz jednak nie ma go tam, nie wiadomo gdzie jest. Trudno, nie ma czasu szukać, zamiast przekroić bułkę można wziąć chleb, który już jest krojony. Jedna czynność mniej.
Z lodówki wyjmuje się wędlinę, ser żółty, warto też sprawdzić, czy termin ważności czegoś tam nie zbliża się do końca. To też wymaga trochę skupienia, niestety. Potem przenosi się wszystko na stół i można by w zasadzie już zacząć jeść, ale właśnie zagotowała się woda, trzeba więc ostatecznie rozwiązać kwestię, co pije reszta rodziny. Idzie się np. pod drzwi łazienki, pod pod ubikację, do pokoju dzieci i cierpliwie się pyta, co kto pije. Dziś piją wodę. Dobrze, bo prościej.
To dopiero początek śniadania. Potem sprzątanie ze stołu, mycie naczyń. Drobnostka. Trudniejsze jest spakowanie wszystkiego, co trzeba, by po drodze do szkoły, przedszkola, pracy, nie okazało się, że nie zostało spakowane wszystko. Jeśli jest przeziębienie lub grypa, trzeba dorzucić odpowiednie medykamenty. Aha, sprawdzić, czy portfel nie został w spodniach, które były wczoraj w użyciu. Gdzie są kluczyki od samochodu. List do wysłania na poczcie. Saszetka, którą obiecało się koleżance poprzedniego dnia, że się ją przyniesie, jak również książka, do oddania. Jedna i druga komórka, choć jedna prawie całkiem rozładowana. Zrobić w pamięci szybką analizę dnia i poszczególne punkty skojarzyć ze wszelkimi zmiennymi x, y….. z, które można sobie teraz wyobrazić. Najlepiej – w ułamku sekundy.
Kiedy w końcu przychodzi do wiązania sznurówek, nic dziwnego, że można uznać tę czynność za najbardziej idiotyczną na świecie. To już wiązanie szalika ma jakiś sens. Ale sznurówki? Głupota. Na sznurówkach można wyładować całą swoją wściekłość, wreszcie uspokoić się i pogodzić – że tak właśnie jest, i że trudno. I dokładnie wtedy leciwa sznurówka pęka, w akcie zrozumienia i poświęcenia samej siebie na rzecz właściciela, który teraz może już z czystym sumieniem puścić stek przekleństw, doświadczając porannego katharsis.